czwartek, 3 grudnia 2015

Rozdział 13:hopes all things,

*Nie mam już sił pisać tego ff. Przepraszam :(
Niedługo pojawi się ostatni rozdział i epilog.*

Rozpocząłem już studia i mieszkałem w akademiku. Justin znalazł sobie pracę. Często się spotykaliśmy i planowaliśmy wspólnie zamieszkać, może za kilka miesięcy.
Pewnego dnia, niespodziewanie dostałem telefon od mamy Angeli. Ucieszyłem się, że może nareszcie, po czterech miesiącach poznam powód jej zniknięcia. Pani Alice poprosiła mnie o spotkanie dziś. Miałem odwiedzić ją około godziny szesnastej. Miała mi do powiedzenia coś bardzo ważnego. Nie chciała jednak nic zdradzić przez telefon. Przed wyjściem z domu niezmiernie się denerowałem. Może coś stało się Angeli i mojemu dziecku. Ta wizja mnie przerażała. Cały w nerwach, z mocno bijącym sercem, pokonywałem kolejne przecznice Los Angeles, aż dotarłem pod dom państwa Primrose. Matka mojej byłej miło mnie powitała, jakoś dziwnie sztucznie się uśmiechając.
-Czy mogę w końcu dowiedzieć się co się dzieje? Gdzie Angela?
Kobieta spojrzała na mnie smutno. Nie miałem dobrego przeczucia. Usiedliśmy w kuchni przy stole.
-Napijesz się czegoś?
-Nie, dziękuję. Proszę, niech mi pani powie co się stało z Angelą i naszym dzieckiem.
Po jej wyrazie twarzy wiedziałem, że nic dobrego nie ma mi do powiedzenia.
-Są w szpitalu.
-Ale jak to?!- uniosłem się w nerwach.
Serce podskoczyło mi do gardła.
-Ona...ona- kobieta zaczęła szlochać- Ma białaczkę.
Bum! Poczułem jak te słowa padł na mnie, uderzyły mnie w twarz i wyrwały serce. Oczy zaszły łzami. Nie mogłem wyjść z szoku. Myślałem że to jakiś chory żart. Nie umiałem wyobrazić sobie, że to się dzieje naprawdę. Gdy już się trochę otrząsnąłem, przychodziła mi tylko jedna myśl. Wypowiedziałem ją na głos.
-Co z dzieckiem?
-Tu właśnie jest problem. Gdyby nie ciąża, możnaby wprowadzić chemioterapię. Angela jednak jest uparta i chce urodzić mimo wszystko, a te kilka miesięcy, zmniejsza jej szanse na przeżycie. Sam poród będzie dla niej destrukcyjny.
Pani Primrose ponownie zalała się łzami, a ja do niej dołączyłem.
Co jeżeli Angela umrze? Zawsze będzie w moim życiu kimś ważnym, jako matka mojego dziecka i wspaniała przyjaciółka.
-To dziewczynka- dodała jeszcze matka.
Pożegnawszy się z Panią Alice, wsiadłem do samochodu i udałem się do domu ukochanego.
Od progu zacząłem szlochać rzucają się mu w ramiona
-Justin...
Opowiedziałem mu co się stało i , że chcę abyśmy powiedzieli Angeli o nas. Mogłem pojechać do niej jutro między dwunastą a czternastą.
-To nie będzie dla niej za wiele? Mimo wszystko, że nie jesteście razem i tak dalej, to nie wiadomo jak zareaguje na taką wieść.
-Wierzę, że da radę przyjąć to spokojnie i nas zaakceptuje.
Z taką też myślą następnego dnia jechaliśmy do szpitala gdzie przebywała Angie. Dostaliśmy się do jej sali. Zastaliśmy tam bladą, wyraźnie osłabioną dziewczynę w szpitalnej koszuli, siedzącej na łóżku. Jej brzuszek był już dość spory i poczułem ciepło na sercu wiedząc, że jest tam moja córeczka. Chciałem by urodziła się zdrowa, ale chciałem, też życia Angeli, jednak możliwa była tylko jedna z tych rzeczy...ponoć.
Delikatnie do niej podeszliśmy, ciepło ją witając. Ona uśmiechała się blado. Mówiła, że cieszy się na mój widok.
Przedstawiłem jej Justina. Chyba zrobił na niej dobre pierwsze wrażenie. Dlugo rozmawialiśmy o ostanich miesiącach i trochę o obecnej sytuacji. Zebrałem się w sobie i w końcu odważyłem się powiedzieć prawdę o nas.
-Słuchaj, muszę ci coś powiedzieć. To ważne, chcę byś wysłuchała mnie do końca i postarała zrozumieć.
-Oczywiście.O co chodzi?
-Uznałem, że powinnać znać prawdziwy powód przez który się między nami popsuło. Mam kogoś.
-Wiedziałam! Spokojnie, nie mam ci tego za złe, już nie.
-Ale jest coś jeszcze. Byłem z nim- widziałem jak na to jedno słowo, opadła jej szczęka- dwa lata temu, ale wyniknęła nieprzyjemna sytuacja. Teraz Justin wrócił a ja nie wyobrażam sobie życia bez niego. -Podałem chłopakowi dłoń i złapaliśmy się za nie.- Jestem z Justinem.
Angeli niemalże oczy wyszły z orbit.

- Że co?!?!