niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział XI


*Niall*

Zbliżały się wakacje. Został tydzień do zakończenia roku szkolnego. Zaczęliśmy z Justinem snuć plany. Moi rodzice mieli domek letniskowy na wsi i to była świetna okazja, żeby spędzić czas z Justinem i pomieszkać z nim te dwa miesiące.
-Musimy zabrać Jazzy-powiedział Jus słysząc o moim pomyśle.
-Nie ma problemu. Zabierzemy. W domu są trzy pokoje. Jeden z łożem małżeńskim-sugestywnie poruszyłem brwiami.
Justin w odpowiedzi cmoknął mnie w usta.
Oboje stwierdziliśmy, że to świetny pomysł. Teraz zostawała kwestia rodziców. Miałem nadzieje, że się zgodzą. W końcu oboje jesteśmy dorośli, a zarówno mama jak i tata polubili już Justina. Ojciec wciąż jednak nie wiedział o tym co nas łączy, a mama mówiła, że muszę mu o tym powiedzieć sam i ten czas się powoli zbliża.
Weekend spędziłem u Justina. W piątek zostałem na noc. Po romantycznej kolacji i małej rozgrywce na konsoli położyliśmy się na wygodnym łóżku mojego chłopaka. On ułożył się obok mnie i głowę położył na mojej klatce piersiowej. Szczelnie zamknąłem go w swoich ramionach. Leżeliśmy tak sobie i cieszyliśmy się bliskością i wspólnie spędzaną chwilą. Raz po raz gładziłem jego włosy i zatapiałem w nich nos. Justin cicho pomrukiwał. Niespodziewanie odwrócił się twarzą do mojego torsu i zsunął niżej. Podwinął mi koszulkę i zaczął lizać mój brzuch.
Zachichotałem.
-Łaskoczesz.
Gwałtownie nabrałem powietrza. Ruchy jego języka zaczęły mi sprawiać przyjemność. Cicho jęknąłem.
-Juss-tin.
-Mój uroczy Niall...
Nie wytrzymałem i go odepchnąłem. Przerzuciłem go na plecy i zerwałem z niego koszulkę. Zaczęło mnie ponosić. Obudziło się we mnie dzikie zwierzę i pragnąłem Justina. Tu i teraz.
-Kochanie...- mruknął zaskoczony.
Pozbyliśmy się też mojej koszulki, a za chwilę i spodni. Potem Justin również został w samych bokserkach. Znaczyła się już na nich jego erekcja. We mnie też już wszystko wrzało, ale w tym momencie kompletnie się zagubiłem. Nie wiedziałem co dalej robić, bo nie chciałem znów być z nim tak blisko. To było za trudne. Jednocześnie pragnąłem go i oboje tego potrzebowaliśmy.
Chyba zauważył moje zawahanie.
-Misiu, nie musimy jeśli nie chcesz.
-Chce-powiedziałem pewnie.
Sam tylko nie wiem czego, pomyślałem.
Doszedłem do wniosku żeby pozostać przy takim stanie rzeczy w jakim jesteśmy teraz. Nieśmiało zbliżyłem się do chłopaka i usiadłem okrakiem idealnie na jego kroczu, lekko je przyciskając.
-Chryste, Niall.
Pochyliłem się nad nim i wycałowałem jego ramiona. Wiercąc się ocierałem się o jego nabrzmiałe krocze, niby przypadkiem. Zaczęło mu się to podobać i mi również więc przyśpieszyłem ruchy. Justin wydawał z siebie tylko stłumione jęki. Siedziałem na nim wyprostowany i poruszałem się w przód i w tył. Cudowna rozkosz przepełniała moje ciało. Teraz nie czułem już wstydu, skrępowania czy zażenowania. Czułem się szczęśliwy, zakochany i spragniony. Skupiłem się na przyjemności którą dawałem mężczyźnie pode mną. Chwilę potem oboje szczytowaliśmy. W tym momencie mocno chwyciłem ręce chłopaka, kładą je po obu stronach jego głowy i mocno docisnąłem do materaca.
Opadłem na jego ciało wykończony. Wtuliłem się w jego klatę i unormowałem oddech. On zacisnął mnie w swoich ramionach. Dysząc w moje włosy.
-Oh, Niall. To było niesamowite.
Dość szybko zasnęliśmy. Obudziły nas promienie słońca wpadające do pokoju przez okno.
-Cześć kochanie- powiedział zaspany Justin.
Gdy tylko na niego spojrzałem przypomniała mi się wczorajsza noc i lekko się zarumieniłem.
Pocałowałem go namiętnie w usta. Przysuwając się do niego poczułem coś twardego na swoim udzie. Odkryłem szybko kołdrę.
-Chyba ktoś tu ma ochotę na powtórkę wczorajszego.
Pokiwał zalotnie głową i zabawialiśmy się tak przez całe rano. Aż w końcu zadzwonił dzwonek do drzwi wejściowych. Oboje byliśmy kompletnie nie ogarnięci.
-Niall, proszę idź otwórz. Ja nie mogę. -mruknął zawstydzony patrząc na swoje bokserki. Były przybrudzone od spermy i znaczył się na nich niemożliwy do ukrycia wzwód. Zerwałem się więc z łóżka i narzuciłem szybko spodnie. Zszedłem na dół i otworzyłem drzwi.
Stał na nimi Logan.
-Jest Justin? Mam dla niego grę.-pomachał opakowaniem.
-Jest w łazience.
-Wybacz, że przeszkodziłem wam w porannych figlach-spojrzał w dół.
Ja również i zauważyłem rozpięty rozporek. Spaliłem buraka i zaprosiłem brata do środka. Pobiegłem do Justina powiedzieć mu by zszedł na dół. On był już w spodniach i szukał właśnie t-shirt w szafce.
Sobotni obiad Justin miał zjeść u mnie. Mieliśmy zamiar powiedzieć wtedy rodzicom o naszych planach na wakacje.
Po zjedzonym posiłku, wysłuchali co mieliśmy do powiedzenia.
-To dobry pomysł.- zgodził się od razu tata.
Mama spojrzała na mnie wymownie. Jej spojrzenie mówiło ,,Powiedz teraz ojcu, to odpowiedni moment''. A ja właśnie w ogóle nie uważałem, żeby to był dobry moment. Wiedziałem, że tata się zdenerwuje i to bardzo. Nie należał do tolerancyjnych osób, a dla ojca to spory cios dowiedzieć się, że jego syn jest gejem. Zawsze Logan był dla niego tym lepszym synem. Jakby się dowiedział to całkowicie by mnie znienawidził. Mógłby zabronić mi jechać na te wakacje z Justinem.
Wstępnie rodzice się zgodzili. Po obiedzie pomagałem mamie zmywać i zagadała mnie.
-Jak długo masz zamiar to odkładać? Prędzej czy później będziesz musiał mu powiedzieć prawdę.
-Wiem. Czekam na dobry moment. Czekam, aż tata polubi Justina, aż będzie mu ufał. Jak się zaprzyjaźnią to tata lepiej to zniesie.
-Już dobrze się dogadują. Kochanie, nie musisz bać się taty. On cie kocha i cię zrozumie.
Wyszedłem z kuchni. Tata siedział z Justinem na kanapie i gadali sobie. Faktycznie mieli ze sobą dość dobry kontakt. Przysiadłem się.
-Oboje uznaliśmy, że wasz wyjazd to świetny pomysł. Aż sam zabrałbym się z wami, ale sami wiecie, praca.
Pokiwaliśmy głowami.
-Musimy zabrać ze sobą jeszcze Jazzy- wspomniałem.
-Co za problem? Są przecież trzy pokoje.
Cieszyliśmy się na myśl o spędzeniu razem półtora miesiąca.
Jeszcze bardziej się ucieszyłem gdy Justin powiedział:
-Jazzy jedzie na obóz na 2 tygodnie a potem na tydzień do Lucy i potem do nas dołączy.
Czyli trzy tygodnie sam na sam. To będzie cudowne, myślałem.

Cały następny tydzień był wielkim wyczekiwaniem na upragnione wakacje z moim ukochanym. Wyjechaliśmy następnego dnia po zakończeniu roku. 

*Skomentujesz? To naprawdę bardzo motywuje. Napisz mi co o tym sądzisz, Napisz co robię źle, a ja postaram się to poprawić.Z góry dzięki ;) *

czwartek, 18 czerwca 2015

Rozdział X


* Justin *
Kompletnie przygnębiony wszedłem do środka i od razu zająłem miejsce przy barze. Zamówiłem swojego ulubionego drinka i zacząłem powoli pic. Siedziałem sobie spokojnie sącząc drinka za drinkiem i nie myśląc o moim złamanym sercu. Nie dawała mi tylko spokoju myśl czemu Niall sie zachowuje tak jakbym mu wyrządził jakąś okropna krzywdę.
Nagle zauważyłem jak gwałtownie do baru wchodzi jakiś chłopak. Miał ciemne kręcone włosy i szedł zamaszystym krokiem w głąb baru. Podążyłem za nim wzrokiem i dostrzegłem w ciemności ze przy stoliku do którego właśnie podszedł siedzi Niall. Serce mi szybciej zabiło i rozważyłem czy nie uciec, ale zachowałem się odważnie i tylko odwróciłem wzrok. Na szczęście nawet mnie nie zauważył. Zauważyłem tylko jak od stolika odchodzi ten lokaty co przyszedł wcześniej jeszcze z jakimś chłopakiem. Chwile później w moja stronę zmierzał Niall.
-Cześć, Justin.
-Niall, ja cię bardzo przepraszam, nie chciałem...
-Za co mnie przepraszasz?
-Za to, że cię skrzywdziłem, że posunąłem się za daleko.
-To nie twoja wina, sam przecież się na to godziłem.
-Ale ja czuję się winny.
-Przepraszam, to ja doprowadziłem do tego, że się tak czułeś. Nie chciałem,ale miałem mętlik w głowie.
-Rozumiem cię doskonale.
-Przepraszam, że się nie odzywałem.
-Cieszę się że nie jesteś na mnie zły.
-Oczywiście, że nie jestem.
-Kochasz mnie?
-Najmocniej na świecie.
-Aww...
Przybliżyłem się i pocałowałem go w usta.
-Obiecuję, że już nigdy nie posunę się za daleko.
-A ja obiecuję , że będę ci mówił kiedy będzie coś nie tak.
Ogromny kamień spadł mi z serca. Czułem wielką ulgę i szczęście. Mój świat znów stanął na nogach. Chwyciłem Nialla w objęcia. Czułem, że trzymam w ramionach mój największy skarb.
Odsunąłem się od chłopaka i lekko zakręciło mi się w głowie od nadmiaru alkoholu.
-Chodźmy do mnie-zaproponowałem.
Wziąłem blondyna za rękę i udaliśmy się do wyjścia z baru. Lekko się chwiałem. Spacerem poszliśmy do mojego domu.
-Jazzy jest u cioci, więc spokojnie możesz zostać na noc jeśli chcesz.
-No nie wiem Justin.
Cmoknąłem mojego misia w usta i puściłem mu oczko.
Zasiedliśmy w salonie i przytuleni do siebie oglądaliśmy filmy, całując się i pieszcząc co chwilę. Było bardzo miło. Relaksowaliśmy się. Nie było między nami żadnego napięcia. Chciałem żeby ta chwila trwała wiecznie. Tylko Niall, ja, błogi spokój i ta miłość wisząca w powietrzu.
Czułem pełnię szczęścia. Nie zauważyłem nawet kiedy usnąłem w jego ramionach, zmęczony wrażeniami dnia i odurzony alkoholem.
Obudziłem się około czwartej nad ranem. Nialla już ze mną nie było. Widocznie wrócił do domu. Udałem się do sypialni i położyłem się do łóżka uprzednio rozbierając się do samych bokserek. Od razu odpłynąłem w ramiona Morfeusza.
O poranku pojechałem po siostrę i przy okazji załatwiłem kilka ważnych spraw na mieście.
Po obiedzie spotkałem się z Niallem.
-Kochanie, masz zamiar powiedzieć o nas swoim rodzicom?- zapytałem przytulając się z ukochanym na jego łóżku.
-Nie wiem, Justin. Nie możemy się w nieskończoność ukrywać, więc będę musiał. Boję się.
-Rozumiem cię, ale na pewno to zrozumieją. Ja też mam zmartwienie. Co ja powiem Jazzy? Też nie mogę się ukrywać, bo się wyda prędzej czy później. Ona jest młoda i pewnie niewielu rzeczy świadoma.
-Jakoś to będzie...
Zacząłem się denerwować i wpadać w panikę.
-Z tego mogą wyniknąć poważniejsze konsekwencje. Co jak kurator się dowie? Uzna to za zagrożenie dla rozwoju osobowości Jazzy. To trochę jak dziecko adoptowane przez dwóch facetów.
-Przesadzasz. Nie adoptowałem Jazzy. Nie mam na nią wpływu, a to twoja sprawa z kim się spotykasz a nie jakiegoś kuratora.
Chłopak przysunął się do mnie i mocno przytulił.
*Niall*
Był już wtorek, a ja od dwóch dni nie widziałem się z Justinem. Co gorsza on się do mnie nie odzywał. Co się stało? Czy wszystko z nim w porządku? Może się na mnie obraził?
Nie rozumiałem. Ostatniego wieczoru jak się widzieliśmy wszystko było w porządku. Teraz nawet nie odbierał ode mnie telefonów i nie otwierał drzwi gdy się dobijałem. Martwiłem się nie na żarty. Po trzech dniach byłem już kłębkiem nerwów. Nie jadłem, nie spałem, płakałem. Mama widziała co się ze mną dzieje i nie wiem jakim cudem, ale zaczęła to łączyć z tym, że Justin przestał do nas przychodzić od kilku dniu.
-Synku, nie utrzymujesz już kontaktu z Justinem?
Powiedziałem jej o jego dziwnym zniknięciu.
-Martwisz się o niego?
I w tym momencie zrobiłem najgłupszą rzecz świata. Rozpłakałem się. No pięknie, to już koniec.
Speszony uciekłem do swojej sypialni, ale to nic nie dało. Mama poszła za mną i usiadła koło mnie na łóżku.
-Co ty do niego czujesz?
-Łączy nas przyjaźń.
-Tylko przyjaźń?
Pokręciłem głową.
Opowiedziałem jej o wszystkim, a ona przyjmowała to zaskakująco spokojnie.
-Skarbie, cieszę się,że jesteś ze mą szczery. Jestem dumna z tego kim jesteś i zawsze będę cię kochać. Mam nadzieje, że będziesz szczęśliwy z Justinem.
Poprzytulaliśmy się, po gadaliśmy jeszcze chwilę i mama wyszła z pokoju.
Teraz został jeszcze tylko tata,pomyślałem, a z tym będzie o wiele gorzej.
Nazajutrz, około 10, kiedy właśnie miałem wchodzić do szkoły, do drzwi ktoś zapukał.
Otworzyłem.
Justin rzucił mi się na szyję.
-Przepraszam. Kochanie, nie chciałem, żeby tak wyszło.
Odepchnąłem go i emocje we mnie eksplodowały i zacząłem się na niego drzeć jak opętany.
-Dlaczego się nie odzywałeś?! Wiesz jak ja się martwiłem?! Umierałem z tęsknoty! Co było aż tak ważne czy nie wiem co, że nie mogłeś odebrać tego kurewskiego telefonu i powiedzieć chociaż, że wszystko gra?!
Krzycząc lekko uderzałem go pięściami w tors. Rozpłakałem się. Ostatnio byłem okropnie płaczliwy i niestabilny emocjonalnie. Powinienem był pomyśleć o wizycie u psychologa.
Justin zaczął się tłumaczyć jak to nagle musiał wyjechać na wieś i nie zdążył zadzwonić i okazało się że na wsi nie ma zasięgu. Historyjka wyssana z palca.
-Bredzisz.
-Dobra, byłem w szpitalu. Miałem wypadek i przez dwa dni leżałem w śpiączce. Nikt widocznie nie wiedział, że powinien cię poinformować...
-Co?! Wypadek? Jak?.. Co się stało?
-Po prostu jechałem samochodem i ktoś nagle wyskoczył mi zza zakrętu.
Szybko rzuciłem się na chłopaka i mocno przytuliłem. Wciąż szarpały mną emocje.
-Nic ci nie jest?
-Na szczęście nie. Mam tylko złamaną nogę- wskazał gips za łydce- Nie wiadomo czemu zapadłem w śpiączkę, ale wszystkie badania wykazały, że nic mi nie jest i mogli mnie wypisać.

Tego dnia nie poszedłem do szkoły, tylko spędziłem go z Justinem.  

sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział IX

* Niall*

Płakałem ze wstydu. Czułem się okropnie. Chyba pierwszy raz zdarzyło mi się być z kimś tak blisko. Na dodatek był to mężczyzna. Gubiłem się już w swoich uczuciach. Znowu. Czułem jakiś dziwny wstręt do samego siebie. Ubrałem się pośpiesznie. Do drzwi łazienki dobijał się Justin. Nie chciałem... nie umiałem mu teraz spojrzeć w oczy.
-Niall! Wyjdź, proszę . Co się dzieje?
Otarłem łzy.
-Justin, proszę idź sobie.
-Kochanie...
-Idź stąd, bo nie wyjdę!!!
Słyszałem jak odchodzi, więc wyłoniłem się z łazienki. Zobaczyłem tylko jego plecy. Stał w kuchni i opierał się o blat, z głową zwieszoną w dół. Przemknąłem się do wyjścia i opuściłem dom. Było już późno i ciemno. Przeszedłem przez ulicę i wszedłem do domu. Od razu pobiegłem do swojej sypialni aby nikt nie zauważył mnie w takim stanie. Rzuciłem się na łóżko. Już nie płakałem ale leżałem z twarzą w poduszce rozmyślając o tym jak się czułem z tym co zrobił mi Justin.
Moje ciało dawało wyraźne znaki, że jest mi dobrze. Tak się czułem. Za to w mojej głowie rodziła się chęć ucieczki. Miałem tylko świadomość, że to się nie powinno było dziać. Poszedłem do łazienki wziąć prysznic. Miałem dziwne uczucie, że muszę zmyć z siebie jakiś brud. Choć nie powinienem się tak czuć, bo Jus mnie nie skrzywdził, nie zrobił nic wbrew mojej woli.
Umyłem dokładnie swoje ciało. Relaksowałem się w strumieniach ciepłej wody. Moje ciało opuścił cały stres. Wróciłem do pokoju ubrany jedynie w bokserki. Sięgnąłem po swój telefon.
,,4 nieodebrane połączenia od:Justin''
,,2 nieprzeczytane wiadomości''
Pisał ,, Co się stało, Niall? Posunęliśmy się za daleko?'' i ,,Przepraszam''.
Nic nie zrobiłem tylko odłożyłem komórkę na szafkę nocną.
Było mi szkoda Justina. Biedak się martwił. Nie chciałem by czuł się winny. Przecież godziłem się na to co robił. Nie potrafiłem w tej chwili na niego spojrzeć czy się odezwać i to była tylko moja wina.
Byłem zły sam na siebie, że się tak zachowuję i chłopaka, którego kocham wpędzam w poczucie winy.
    * Justin *
Na początku nie rozumiałem jego zachowania,ale uświadomiłem sobie, że go skrzywdziłem. On się bał, nie chciał tego. Wszystko schrzaniłem. Pewnie już się do mnie nie odezwie. Cały wieczór martwiłem się i biłem się w myślach za swoje bezmyślne zachowanie. Dałem się ponieś żądzy i to był błąd.
Dzwoniłem do niego i pisałem kilka razy, ale się nie odzywał tak jak się spodziewałem. Wiedziałem, że nie dam sobie rady jeżeli znów go stracę. Chciałem go przeprosić za to wszystko.
Nastała noc. Jazzy poszła już spać. Zjadłem, a właściwie próbowałem zjeść kolację. Nie mogłem nic przełknąć. Czułem ogromny smutek. Byłem rozdarty.
Kilka godzin siedziałem na łóżku i tępo gapiłem się w ścianę. Około pierwszej w nocy położyłem się i próbowałem zasnąć, ale mi się nie udawało. Przewracałem się z boku na bok, a sen nie chciał przyjść.
Na chwilę jakby przysnąłem, ale nie trwało to długo. Wczesnym rankiem wstałem z fatalnym samopoczuciem fizycznym i psychicznym.
Powlokłem się do łazienki. Czułem się kompletnie pusty, wypłukany z jakichkolwiek emocji. Ochlapałem twarz zimną wodą na orzeźwienie. Spojrzałem w lustro. Wyglądałem okropnie. Wory po oczami i przeraźliwie blada cera. Nie było widać na mojej twarzy nawet cienia szczęścia. Opuściłem łazienkę i dotarłem do kuchni. Siedziała tam Jazzy i przeżuwała kanapkę. Odwróciła się w moim kierunku, słysząc kroki.
-Cześć, mała. -powiedziałem przecierając zaspane oczy.
-Jezuu, Justin, co ci się stało?
Chyba zauważyła mój fatalny wygląd.
-Nic, skarbie. Wszystko okej, po prostu nie mogłem w nocy zasnąć.
Podszedłem do szafki i nastawiłem wodę w elektrycznym czajniku. Do kubka wsypałem kawy.
Siostra pozmywała po śniadaniu, a ja siedziałem nadal przygnębiony popijając kawę. Z kubkiem gorącego napoju w ręku, wróciłem do sypialni. Usiadłem na łóżku. Poczułem jak smutek wzbiera we mnie coraz bardziej. Nie mogłem już tego wytrzymać i rozpłakałem się jak dziecko. Winiłem się za to wszystko. Czułem ogromny lęk, że go straciłem. Płakałem jeszcze długo, a gdy trochę się uspokoiłem postanowiłem wyskoczyć do baru i zapić smutki.
    *Niall *

Z samego rana usłyszałem dzwonek do drzwi. Ledwo je otworzyłem, a do mojego domu jak oszalały wpadł, Louis-mój kuzyn.
-Harry mnie rzucił!- wykrzyknął i ,jak było widać po jego oczach, po raz kolejny wybuchnął płaczem.
Objąłem chłopaka ramieniem i pocieszająco poklepałem po plecach.
On i Harry byli parą od dwóch lat. Miałem z kuzynem słaby kontakt, ale zawsze przychodził do mnie, żebym go pocieszył jak miał jakieś miłosne rozterki ze swoim chłopakiem. Rozstawali się tak przynajmniej raz na dwa miesiące.
Zawsze Lou był tak samo załamany i zawsze do siebie wracali w ciągu kilku dni. Teraz pewnie też się na to zapowiadało.
-Choć, pogramy na konsoli.
Zawsze mu to proponowałem gdy był w takim stanie. Konsola, kilka piw i ulubione chipsy i na jakiś czas chłopak był spokojniejszy. Zazwyczaj działało, tym razem było chyba o wiele gorzej.
Zawlokłem trzęsącego się Louisa do salonu i podałem mu butelkę piwa. Nie chciał. Na stoliku postawiłem chipsy. Nie tknął ich. Włączyłem grę i podałem mu pada. Otępiałym wzrokiem gapił się w telewizor. Grał beznadziejnie, od niechcenia. W końcu rzucił padem o kanapę i krzyknął:
-Pieprzyć to! Nie pomaga mi jakaś jebana gra. Ja chcę Harrego.
Znowu się rozbeczał. Co miłość robi z człowieka?
Loius nie wiedział o mnie i Justinie. Chciałem powiedzieć mu teraz, wyżalić się, powiedzieć, że wiem co czuje bo przeżywam to samo, ale uznałem, że nie powinienem tego robić w tej chwili.
-Niall, on powiedział, że przejedliśmy się sobą i trzeba to zakończyć. On kłamie, ja się nim nie przejadłem. W miłości nie można się sobą znudzić, bo miłość trwa wiecznie. Ten dupek mnie już nie chce.
Harry i Lou byli idealną parą. Kochali się, rozumieli i wspierali. Nie mogłem uwierzyć, że Hazza po prostu znudził się Louisem i go porzucił.
Sprawa naprawdę wyglądała poważnie.
Siedzieliśmy w milczeniu godzinę. Lou zanosił się płaczem a ja podawałem mu chusteczki i przytulałem od czasu do czasu.
W końcu uznałem, że nie da się tego znieść.
-Wstawaj! Musisz się wziąć w garść.
Poderwałem go z ziemi i zawlokłem jego zwłoki go drzwi wejściowych.
Udaliśmy się do baru. Po drodze cały czas majaczył jak on to kocha swojego Loczka.
Usiedliśmy przy barze i zamówiłem dwa drinki. Wypiliśmy je. Nie wiedziałem czy chciałem go upić, by się ogarnął i przestał beczeć. Za to alkohol dał mi wytchnienie , choć nie miałem zamiaru dużo pić, bo tego nie lubiłem.
Wtem do baru wszedł Justin. Nie wiedziałem czy mam uciekać czy może się z nim zmierzyć i wszystko wyjaśnić. Wybrałem opcję numer jeden i z Louisem czmychnęliśmy w głąb baru tak, że ciężko było nas tam dojrzeć.
Jus usiadł przy barze i zamówił drinka, potem następnego i kolejnego. Obserwowałem go przez chwilę, ale potem wróciłem do pocieszania kuzyna, który czuł się już lepiej po tych drinkach i o dziwo nie płakał.
Ale te dobre chwile długo nie trwały i znów zanosił się płaczem.
Napoiłem go jeszcze kilkoma drinkami i był już kompletnie pijany i cały roześmiany.
Zaczął dzwonić jego telefon.
Louis:
-Hahahahahahaha
-Nie obierzesz?
-HAHAHAHAHA, nie, hahahahaha
Sięgnął po telefon i podał mi. Nie powinienem tego robić, ale dzwonił Harry więc uznałem że mogę odebrać.
W słuchawce usłyszałem głos Hazzy.
-Lou, przepraszam- szlochał.
-Tu Niall. Louis jest w hm... nie najlepszym stanie.
-Co? Coś mu się stało?
-Niee, spokojnie. Wyskoczyliśmy tylko na drinka.
-Da radę wrócić sam do domu?
-Nie ma szans. A ja też piłem, więc mogę go...
-Zaraz tam będę- powiedział stanowczo.
Harry był już po 5 minutach. Louis widząc go zaczął wykrzykiwać, że jest dupkiem.
Harry zerwał go z krzesła i zaczął uspokajać i prowadzić do wyjścia.
Lou w końcu się rozpłakał w ramionach Hazzy.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też, Boo Bear. Przepraszam.

Pożegnałem się z nimi i miałem tez zamiar wyjść z baru i wrócić do domu, ale zobaczyłem Justina przy barze i on też mnie zauważył. Zdecydowałem, że muszę podejść i pogadać. 

*Skomentujesz? To naprawdę bardzo motywuje. Napisz mi co o tym sądzisz, Napisz co robię źle, a ja postaram się to poprawić.Z góry dzięki ;) *