sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 12:believes all things,

Niall POV
Obyło się na szczęście bez wizyty u lekarza. Wróciłem do pełni sił już po dwóch dniach, dzięki starannej opiece Justina. W niedziele niespodziewanie zadzwoniła do mnie Angela.
-Niall, chcę się z tobą spotkać. Musimy porozmawiać.
-Coś sie stało?- czułem jak spina mi się gardło. Czułem się źle po tym co się miedzy nami wydarzyło kilka dni temu.
-Nie, wszystko w porzadku. Mam po prostu parę spraw, które musimy przedyskutować.
Umówiliśmy się w pizzeri za dwie godziny. Zastanawiałem się co Angela ma mi do powiedzenia. Fakt, że niedawno zerwaliśmy dodatkowo mnie denerwował. Wiedziałem, że nic już do niej nie czuję, ale gdy przypomniała mi się to poczułem się winny, jakbym zdradzał ją z Justinem, ale tak nie było.
Sam nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. Chciałem o niej zapomnieć, jakby nie istniała, jakby nie istniały ostatnie dwa lata, spędzone bez Justina, jakbyśmy nigdy się nie rozstali. Niestety z Angelą już zawsze coś będę miał wspólnego.
Wychodząc z domu myślałem tylko o tym, że będę musiał z nią rozmawiać twarzą w twarz a to będzie krępujące i bardzo stresujące. Skręciłem w uliczkę, gdzie mieści się lokal i całe moje ciało ogarnął jakiś dziwny lęk. Nie chciałem tam iść. Czując szybkie bicie serca, zawróciłem do domu. Jestem tchórzem. Angeli wysłałem tylko sms-a informując, że coś mi wypadło. Nie byłem psychicznie gotowy na to spotkanie. Dziewczyna odpisała bym zadzwonił wieczorem. Nie będę mógł wiecznie tego odwlekać. Czułem się już przytłoczony tym wszystkim co się wokół mnie działo. Pragnąłem cofnąć się do dnia sprzed dwóch lat, gdy nie było Angeli, a ja byłem z Justinem i wszystko było idealne.

Harry POV

Louis zabrało właśnie pogotowie, a ja pędziłem do swojego auta. W panice jechałem w stronę szpitala. Jaki ja byłem głupi, jak mogłem w ogóle podnieś na niego rękę?
Łzy zaczęły spływać po moich policzkach, zamazując mi obraz drogi. Starałem się z całych sił zachować spokój. Skrywdziłem go. Wiedziałem, że jeżeli coś mu się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczę. On musi z tego wyjść. Szybko dotarłem do szpitala, kilka razy przekraczając dozwolną prędkość. Pobiegłem do recepcji, zapytać o mojego męża. Udzielono mi informacji gdzie go znajdę. Z sali w której leżał, wyszedł wysoki, młody lekarz. Od razu zapytałem co z moim Lou.
-Jest już przytomny. Udało się zatamować krwawienie, ale podejrzewamy wstrząs mózgu, więc jeszcze go zostawimy.
Pokiwałem głową, jeszcze tylko pytając czy mogę do niego wejść. Lekarz się zgodził. Domyślałem się, że on nawet nie będzie chciał ze mną rozmawiać.

Niall POV
Po powrocie do domu, zadzwoniłem do Justina. Nie w jakimś konkretnym celu. Raczej tak bez powodu. Nie rozmawiałem z nim jeszcze tego dnia. Zaproponował bym do niego przyszedł. Postanowiłem, że jakoś muszę z nim pogadać o tym co dalej będzie między nami i poradzić się co robić w sprawie z Angelą.

    *Dwa miesiące póżniej *

Angela zniknęła. Nie mam z nią kontaktu od dnia tego naszego spotkania które nie doszło do skutku.

sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 11:Love bears all things,

Gdy obudziłem się następnego dnia, Justin stał akurat przy moim łóżku i mi się przyglądał.
-Co tak się gapisz?- zapytałem łagodnie, sennym głosem.
-Patrzę, jak piękny jesteś i myślę sobie o tym jakie mam szczęście, że ciebie mam.- mówiąc to usiadł na brzegu mojego łóżka. Odsunąłem się by zrobić mu więcej miejsca. Zapatrzyliśmy się w siebie. Czułem jak w tym momencie tonę w jego pięknych, czekoladowych oczach. Były wypełnione miłością i radosnymi iskierkami. Mój kotek dłonią pogładził mi policzek. Uśmiechnąłem się na to przyjemne uczucie. To był taki subtelny dotyk jego gładkiej jak aksamit skóry.
-Kocham cię, Niall. Nigdy nie przestałem i nie przestanę.
Moje policzki zapłonęły rumieńcami na te słowa, a raczej na sposób w jaki je wypowiedział, z taką pewnością siebie, pasją i namiętnością. Niczego bardziej w tym momencie bardziej nie pragnąłem niż pocałowanie go, ale wolałem nie narażać ukochanego na zarażenie się chorobą.
Niespodziewanie się ode mnie odsunął.
-Idę po leki dla ciebie. Co zjesz na śniadanie?
-Ciebie- puściłem mu oczko.
Zaśmiał się tylko słodko i wyszedł z pokoju. Upadłem na poduszkę z wielkim bananem na ustach. Czułem motylki w brzuchu i przypominało mi to uczucie sprzed dwóch lat, gdy pierwszy raz pocałowałem Justina. Teraz zakochiwałem się w nim od nowa.

Harry POV
Louis od rana był jakiś nie w sosie. Co nie powiedziałem, on tylko na to nieprzyjemnie burczał lub w ogóle nie odpowiadał. Nie rozumiałem co się dzieje.
-Louis, co się dziś z tobą dzieje?
-Co się ze mną dzieje?! Nic! Wszystko jest w jak najlepszym porządku, a co ma się dziać?
-Cały czas się denerwujesz i co nie powiem, to reagujesz właśnie tak.
-Nic mi nie jest- mruknął ledwo słyszalnie i odszedł w stronę łazienki.
Jakby był kobietą umiałbym zrozumieć takie humorki, ale Lou nigdy się to wcześniej nie zdarzało. Normalnie gdyby coś się działo to powiedziałbym mi od razu.
Po obiedzie zjedzonym w ciszy znów próbowałem poruszyć temat.
-Nie rozumiesz, że nic mi nie jest?!- krzyknął wstając gwałtownie od stołu.
-Naprawdę? Od kiedy masz w zwyczaju odpowiadać krzykiem na wszystko co powiem?
-Daj mi spokój!
Zaczął iść w stronę schodów, ale zatrzymałem go odwracając w swoją stronę.
-Nie dam ci spokoju, bo się o ciebie martwię. Co tak strasznego się stało, że nie możesz mi zwyczajnie powiedzieć?
W jego oczach zalśniły łzy. Opuścił powieki i głowę by je powstrzymać.
-Skarbie...
Zaczął mi się wyrywać.
-Spokojnie. Tylko usiądźmy i porozmawiajmy.
Pokiwał głową i nie podnosząc jej powędrował w stronę kanapy.
-Harry... Ty mnie jeszcze kochasz?
-Lou, oczywiście, że tak! Chyba nie myślisz, że mogłoby być inaczej?
Pokręcił głową i wreszcie podniósł na mnie wzrok. Jego policzki były zaróżowione, a oczy zapłakane. Serce mi się ścisnęło na ten widok.
-Co cię łączy z tą sekretarką Taylor?
-Co?! O czym ty mówisz?!-oburzyłem się-Co niby miałoby mnie z nią łączyć?!
-Widzę jak na nią patrzysz, jak z nią flirtujesz na każdym kroku.
Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić w tym momencie. Jak on w ogóle mógł pomyśleć, że go zdradzam. Nie ufał mi? Moje współczucie do niego przerodziło się w złość.
-Mama Bri wysłała mi wasze zdjęcia jak się obściskujecie.
Tego nie mogłem już wytrzymać. Nie ufał mi tylko matce jego zmarłej kochanki, która swoją drogą nigdy nie pałała do niego entuzjazmem?
-Od kiedy tak bardzo się przyjaźnicie co? Wierzysz jej? Wiesz, że ona knuje jakieś intrygi, żebyśmy się rozstali.
-Teraz zwalasz całą winę na nią, bo sam jesteś winny!
-Nie mam nic na sumieniu! Nie zdradziłem cię, tak jak ty mnie! Nie mam w zwyczaju się mścić...
Wraz z wypowiedzeniem ostatniego słowa poczułem na moim policzku siarczyste uderzenie. Nie wierzyłem, że to zrobił. Chwilę zajęło mi wyjście z szoku.
Spojrzałem na niego. Jego oczy były wielkie. Sam nie mógł chyba wyjść z podziwu, co właśnie zrobił.
-Nie zdradziłem cię! Nie byliśmy wtedy razem, bo mnie zostawiłeś!
-A czyli teraz to znowu moja wina tak?! Po jaką cholerę do mnie wracałeś skoro nadal mi nie ufasz?!
-Jak śmiesz myśleć, że ci nie ufam?!
-No kurwa nie wiem! Może dlatego, że oskarżasz mnie o zdradę!

Nie wytrzymałem tym razem ja i zrobiłem dwa kroki w stronę chłopaka. Nawet nie wiem kiedy zaczęliśmy się szarpać, wciąż rzucając zarzuty w swoją stronę. Pchnąłem Louisa gdy ten rzucał mi się do gardła. Przestraszyłem się widząc krew. 

wtorek, 17 listopada 2015

Rozdział 10: but rejoices in the truth.

Niall POV

Po południu mnie i Logana odwiedziła mama. Nie widziałem się z nią od dnia gdy odszedłem z domu. Oczywiście namawiała mnie do powrotu do domu.
-Nie mogę tak, mamo. To jak traktuje mnie tata, nie pozwala mi być sobą. Za późno się z tym spostrzegłem.
Moja rodzicielka tylko smutno pokiwała głową, ze zrozumieniem.
-Ja zawsze będę cię wspierać. Pamiętaj o tym.
Uśmiechnąłem się do niej szeroko. Byłem jej tak bardzo wdzięczny. Od początku była po mojej stronie i akceptowała moje decyzje związane z Justinem.
Wpólnie z nią zjedliśmy obiad, a potem wypiliśmy kawę i zjedliśmy trochę ciasta. Rozmawialiśmy dużo o mojej sytuacji z Angelą.
-Po prostu uznaliśmy, że najlepiej będzie się rozstać. Nic nas już nie łączyło-tłumaczyłem.
Mama pokręciła głową.
-Ale teraz będzie was łączyć. Wy będziecie mieli dziecko! Razem.
-Wiesz jaki to wielki obowiązek, no nie?- wtrącił się Logan.
Spuściłem głowę. Doskonale wiedziałem, że będzie nam ciężko. Wiedziałem też, że dobro dziecka jest najważniejsze, ale nie umiałem postawić go ponad Justinem i zmuszać się do bycia z Angelą. Od tego wszystkiego rozbolała mnie już głowa. Zacząłem czuć się jakoś gorzej. Miałem lekkie dreszcze.
Mama wróciła do domu około osiemnastej, a ja czułem się coraz gorzej. Do dreszczy i zimna dołączyły się zawroty głowy. Uznałem więc, że najlepiej będzie się położyć.
Szybko wykąpałem się i ubrawszy w ciepłą piżamę, ułożyłem się wygodnie w łóżku.
W krótkim czasie odpłynąłem do krainy Morfeusza. Całą noc spałem spokojnie. Późnym rankiem obudziło mnie skrzypienie otwieranych drzwi od mojego pokoju. Odwróciłem się w tamtym kierunku i zobaczyłem jak do pomieszczenia wchodzi Justin.
-Skarbie?- mruknąłem zdziwiony.
-Cześć, kochanie. Dzwoniłem do ciebie kilkanaście razy, ale nie odbierałeś, więc postanowiłem cię odwiedzić.
Słysząc to sięgnąłem po swój telefon i stwierdziłem, że mam nieodebrane połączenia i jest już jedenasta trzydzieści.
-To już ta godzina?- poderwałem się, ale poczułem lekkie zawroty głowy i moje ciało przeszły dreszcze.
Opadłem na poduszkę, zakrywając się szczelnie kołdrą. Justin spojrzał na mnie zmartwiony i zbliżył się.
-Co się dzieje?- pogłaskał mnie przez kołdrę, po plecach.
-Chyba mam gorączkę.
Justin dotknął mojego czoła. Czułem, że rozkłada mnie choroba. Łamało mnie w stawach i co chwilę dusił mnie kaszel.
-Gdzie masz termometr?
-W szufladzie w komodzie.
Justin podszedł do szafy i wyjął z niej termometr. Przyłożył mi go do czoła i po chwili odczytał temperaturę.
-38,6 stopni. Zostajesz w łóżku, a ja idę po jakieś leki- powiedział łagodnie, ale jednocześnie stanowczo. Patrzył na mnie z troską.
Wyszedł z mojej sypialni, ale wrócił po kilku minutach. W ręku miał tabletki i kubek gorącej herbaty.
Wziąłem butelkę wody i popiłem nią lek. Herbatę Justin odstawił na szafkę nocną. Z powrotem zawinąłem się w kołdrę, cały drążąc z zimna.
-Tylko wypij herbatę zanim wystygnie- pocałował mnie w czoło.
Uśmiechnąłem się na ten gest. On był taki kochany. Opiekował sie mną cały dzień. Dużo spałem, a gorączka opuszczała mnie tylko na chwilę. Później wziąłem syrop na kaszel, po który Justin poszedł dla mnie do apteki. Tak bardzo się w tej chwili cieszyłem, że go mam. Cały dzień spędził praktycznie przy moim łóżku. Pod wieczór czułem sie już trochę lepiej, mimo to Justin mówił, że jak jutro mi się nie poprawi to mam iść do lekarza. Narzekałem i próbowałem się wykręcić, ale on był stanowczy. Zmusi mnie i tyle. Co mogę poradzić? Jak się uprze, to nic nie zrobię.
Dochodziła dwudziesta druga.
-Już chyba się będę zbierał-powiedział Justin.
-Skarbie, zostań na noc. Nie możesz ze mną spać, bo cię zarażę, ale Logan dziś nie wróci na noc, pewnie się nie obrazi jak prześpisz się u niego- puściłem mu oczko.

♥♥♥
Znów przepraszam za tak długą nieobecność i tak beznadziejny rozdział. Od teraz rozdziały będą często ale krótkie :)

środa, 4 listopada 2015

Rozdział 9:Love finds no joy in unrighteousness

Obudziłem się w ramionach mojego Nialla. Spojrzałem na jego twarz. Nadal był pogrążony w śnie i wyglądał tak uroczo jak aniołek. Miał lekko rozchylone usta, włosy w nieładzie, a policzki zaczerwienione. Pogładziłem jeden z nich. Chłopak zamrugał oczami otworzył je.
-Cześć, kotku- szepnąłem.
-Mmm, cześć- mruknął sennie.
-Poleż tu sobie a ja idę zrobić śniadanie.
Pokiwał głową i znów zamknął oczy. Wygrzebałem się z kołdry, a on przykrył się nią po zęby o odwrócił na drugi bok.
Zszedłem na dół do kuchni i zabrałem się do przyrządzania posiłku. Usmażyłem jajecznicę ze szczypiorkiem. Podałem do tego kromkę chleba posmarowaną serkiem i szklankę soku grejfrutowego. Wszystko ustawiłem na tacy i wokół naczyń położyłem białe kwiatki. Uśmiechnąłem się zadowolony z tego dzieła i wróciłem do sypialni. Niall spał na wznak. Jedzenie odstawiłem na szafkę nocną. Pochyliłem się nad śpiącym królewiczem i musnąłem jego usta. Niall poruszył się i obudził odwzajemniając pocałunek. Uśmiechnąłem się odsuwając od niego.
-Przyniosłem śniadanie do łóżka.
Podniósł się do pozycji siedzącej, a ja położyłem tacę na jego kolanach.
-Mmm pyszności. Dziękuję- oblizał usta.
Zabrał się za jedzenie co jakiś czas karmiąc również mnie. Zjedliśmy wszystko. Złączyliśmy nasze usta w czułym pocałunku. Ahh, mogłem non stop całować te usta.
Niestety nasza sielanka musiała się skończyć. Wstaliśmy około godziny dziesiątej. Z chęcią poleżałbym cały dzień, ale nie było to możliwe, bo musiałem pojechać do Jazzy.

Angela POV
Starałam się być obojętna na zaistniałą sytuację. Nie chciałam się przejmować naszym rozstaniem. Przecież nie zależało mi na nim od jakiegoś miesiąca. On nigdy nie był dla mnie. Byłam nim chwilowo zafascynowana, a potem była to już tylko desperacja, bym nie została sama.
Bałam się samotności po śmierci mojego ojca. Tkwiłam w tym związku bo tak było mi wygodniej, czułam się bezpieczna, ale go nie kochałam.

Teraz wybuchłam płaczem wpadając do swojego pokoju i zwinęłam się w kłębek na łóżku. Łkałam cicho, czułam jak moje serce się rozdziera, ale płacz dawał upust moim emocjom. Wypłakiwałam się tak długo, aż zabrakło mi łez. Moje oczy wyschły i poczułam się lepiej. Byłam spokojna i leżałam, głęboko oddychając dopóki nie zasnęłam.

♥♥♥
Przepraszam, że was tak zawiodłam tym rozdziałem. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, jak to że jestem zwyczajnie leniwa :( Nie mam też weny ale to inna sprawa. Zwyczajnie skończyły mi się pomysły co dalej robić z tym ff, ale obiecuję, że coś wymyślę i będę je kontynuować. Myślę, że rozdziały nie będą się pojawiały regularnie, tylko może będę dodawać je częściej, ale krótkie. 
Jeszcze raz przepraszam!