czwartek, 3 grudnia 2015

Rozdział 13:hopes all things,

*Nie mam już sił pisać tego ff. Przepraszam :(
Niedługo pojawi się ostatni rozdział i epilog.*

Rozpocząłem już studia i mieszkałem w akademiku. Justin znalazł sobie pracę. Często się spotykaliśmy i planowaliśmy wspólnie zamieszkać, może za kilka miesięcy.
Pewnego dnia, niespodziewanie dostałem telefon od mamy Angeli. Ucieszyłem się, że może nareszcie, po czterech miesiącach poznam powód jej zniknięcia. Pani Alice poprosiła mnie o spotkanie dziś. Miałem odwiedzić ją około godziny szesnastej. Miała mi do powiedzenia coś bardzo ważnego. Nie chciała jednak nic zdradzić przez telefon. Przed wyjściem z domu niezmiernie się denerowałem. Może coś stało się Angeli i mojemu dziecku. Ta wizja mnie przerażała. Cały w nerwach, z mocno bijącym sercem, pokonywałem kolejne przecznice Los Angeles, aż dotarłem pod dom państwa Primrose. Matka mojej byłej miło mnie powitała, jakoś dziwnie sztucznie się uśmiechając.
-Czy mogę w końcu dowiedzieć się co się dzieje? Gdzie Angela?
Kobieta spojrzała na mnie smutno. Nie miałem dobrego przeczucia. Usiedliśmy w kuchni przy stole.
-Napijesz się czegoś?
-Nie, dziękuję. Proszę, niech mi pani powie co się stało z Angelą i naszym dzieckiem.
Po jej wyrazie twarzy wiedziałem, że nic dobrego nie ma mi do powiedzenia.
-Są w szpitalu.
-Ale jak to?!- uniosłem się w nerwach.
Serce podskoczyło mi do gardła.
-Ona...ona- kobieta zaczęła szlochać- Ma białaczkę.
Bum! Poczułem jak te słowa padł na mnie, uderzyły mnie w twarz i wyrwały serce. Oczy zaszły łzami. Nie mogłem wyjść z szoku. Myślałem że to jakiś chory żart. Nie umiałem wyobrazić sobie, że to się dzieje naprawdę. Gdy już się trochę otrząsnąłem, przychodziła mi tylko jedna myśl. Wypowiedziałem ją na głos.
-Co z dzieckiem?
-Tu właśnie jest problem. Gdyby nie ciąża, możnaby wprowadzić chemioterapię. Angela jednak jest uparta i chce urodzić mimo wszystko, a te kilka miesięcy, zmniejsza jej szanse na przeżycie. Sam poród będzie dla niej destrukcyjny.
Pani Primrose ponownie zalała się łzami, a ja do niej dołączyłem.
Co jeżeli Angela umrze? Zawsze będzie w moim życiu kimś ważnym, jako matka mojego dziecka i wspaniała przyjaciółka.
-To dziewczynka- dodała jeszcze matka.
Pożegnawszy się z Panią Alice, wsiadłem do samochodu i udałem się do domu ukochanego.
Od progu zacząłem szlochać rzucają się mu w ramiona
-Justin...
Opowiedziałem mu co się stało i , że chcę abyśmy powiedzieli Angeli o nas. Mogłem pojechać do niej jutro między dwunastą a czternastą.
-To nie będzie dla niej za wiele? Mimo wszystko, że nie jesteście razem i tak dalej, to nie wiadomo jak zareaguje na taką wieść.
-Wierzę, że da radę przyjąć to spokojnie i nas zaakceptuje.
Z taką też myślą następnego dnia jechaliśmy do szpitala gdzie przebywała Angie. Dostaliśmy się do jej sali. Zastaliśmy tam bladą, wyraźnie osłabioną dziewczynę w szpitalnej koszuli, siedzącej na łóżku. Jej brzuszek był już dość spory i poczułem ciepło na sercu wiedząc, że jest tam moja córeczka. Chciałem by urodziła się zdrowa, ale chciałem, też życia Angeli, jednak możliwa była tylko jedna z tych rzeczy...ponoć.
Delikatnie do niej podeszliśmy, ciepło ją witając. Ona uśmiechała się blado. Mówiła, że cieszy się na mój widok.
Przedstawiłem jej Justina. Chyba zrobił na niej dobre pierwsze wrażenie. Dlugo rozmawialiśmy o ostanich miesiącach i trochę o obecnej sytuacji. Zebrałem się w sobie i w końcu odważyłem się powiedzieć prawdę o nas.
-Słuchaj, muszę ci coś powiedzieć. To ważne, chcę byś wysłuchała mnie do końca i postarała zrozumieć.
-Oczywiście.O co chodzi?
-Uznałem, że powinnać znać prawdziwy powód przez który się między nami popsuło. Mam kogoś.
-Wiedziałam! Spokojnie, nie mam ci tego za złe, już nie.
-Ale jest coś jeszcze. Byłem z nim- widziałem jak na to jedno słowo, opadła jej szczęka- dwa lata temu, ale wyniknęła nieprzyjemna sytuacja. Teraz Justin wrócił a ja nie wyobrażam sobie życia bez niego. -Podałem chłopakowi dłoń i złapaliśmy się za nie.- Jestem z Justinem.
Angeli niemalże oczy wyszły z orbit.

- Że co?!?!

sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 12:believes all things,

Niall POV
Obyło się na szczęście bez wizyty u lekarza. Wróciłem do pełni sił już po dwóch dniach, dzięki starannej opiece Justina. W niedziele niespodziewanie zadzwoniła do mnie Angela.
-Niall, chcę się z tobą spotkać. Musimy porozmawiać.
-Coś sie stało?- czułem jak spina mi się gardło. Czułem się źle po tym co się miedzy nami wydarzyło kilka dni temu.
-Nie, wszystko w porzadku. Mam po prostu parę spraw, które musimy przedyskutować.
Umówiliśmy się w pizzeri za dwie godziny. Zastanawiałem się co Angela ma mi do powiedzenia. Fakt, że niedawno zerwaliśmy dodatkowo mnie denerwował. Wiedziałem, że nic już do niej nie czuję, ale gdy przypomniała mi się to poczułem się winny, jakbym zdradzał ją z Justinem, ale tak nie było.
Sam nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. Chciałem o niej zapomnieć, jakby nie istniała, jakby nie istniały ostatnie dwa lata, spędzone bez Justina, jakbyśmy nigdy się nie rozstali. Niestety z Angelą już zawsze coś będę miał wspólnego.
Wychodząc z domu myślałem tylko o tym, że będę musiał z nią rozmawiać twarzą w twarz a to będzie krępujące i bardzo stresujące. Skręciłem w uliczkę, gdzie mieści się lokal i całe moje ciało ogarnął jakiś dziwny lęk. Nie chciałem tam iść. Czując szybkie bicie serca, zawróciłem do domu. Jestem tchórzem. Angeli wysłałem tylko sms-a informując, że coś mi wypadło. Nie byłem psychicznie gotowy na to spotkanie. Dziewczyna odpisała bym zadzwonił wieczorem. Nie będę mógł wiecznie tego odwlekać. Czułem się już przytłoczony tym wszystkim co się wokół mnie działo. Pragnąłem cofnąć się do dnia sprzed dwóch lat, gdy nie było Angeli, a ja byłem z Justinem i wszystko było idealne.

Harry POV

Louis zabrało właśnie pogotowie, a ja pędziłem do swojego auta. W panice jechałem w stronę szpitala. Jaki ja byłem głupi, jak mogłem w ogóle podnieś na niego rękę?
Łzy zaczęły spływać po moich policzkach, zamazując mi obraz drogi. Starałem się z całych sił zachować spokój. Skrywdziłem go. Wiedziałem, że jeżeli coś mu się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczę. On musi z tego wyjść. Szybko dotarłem do szpitala, kilka razy przekraczając dozwolną prędkość. Pobiegłem do recepcji, zapytać o mojego męża. Udzielono mi informacji gdzie go znajdę. Z sali w której leżał, wyszedł wysoki, młody lekarz. Od razu zapytałem co z moim Lou.
-Jest już przytomny. Udało się zatamować krwawienie, ale podejrzewamy wstrząs mózgu, więc jeszcze go zostawimy.
Pokiwałem głową, jeszcze tylko pytając czy mogę do niego wejść. Lekarz się zgodził. Domyślałem się, że on nawet nie będzie chciał ze mną rozmawiać.

Niall POV
Po powrocie do domu, zadzwoniłem do Justina. Nie w jakimś konkretnym celu. Raczej tak bez powodu. Nie rozmawiałem z nim jeszcze tego dnia. Zaproponował bym do niego przyszedł. Postanowiłem, że jakoś muszę z nim pogadać o tym co dalej będzie między nami i poradzić się co robić w sprawie z Angelą.

    *Dwa miesiące póżniej *

Angela zniknęła. Nie mam z nią kontaktu od dnia tego naszego spotkania które nie doszło do skutku.

sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 11:Love bears all things,

Gdy obudziłem się następnego dnia, Justin stał akurat przy moim łóżku i mi się przyglądał.
-Co tak się gapisz?- zapytałem łagodnie, sennym głosem.
-Patrzę, jak piękny jesteś i myślę sobie o tym jakie mam szczęście, że ciebie mam.- mówiąc to usiadł na brzegu mojego łóżka. Odsunąłem się by zrobić mu więcej miejsca. Zapatrzyliśmy się w siebie. Czułem jak w tym momencie tonę w jego pięknych, czekoladowych oczach. Były wypełnione miłością i radosnymi iskierkami. Mój kotek dłonią pogładził mi policzek. Uśmiechnąłem się na to przyjemne uczucie. To był taki subtelny dotyk jego gładkiej jak aksamit skóry.
-Kocham cię, Niall. Nigdy nie przestałem i nie przestanę.
Moje policzki zapłonęły rumieńcami na te słowa, a raczej na sposób w jaki je wypowiedział, z taką pewnością siebie, pasją i namiętnością. Niczego bardziej w tym momencie bardziej nie pragnąłem niż pocałowanie go, ale wolałem nie narażać ukochanego na zarażenie się chorobą.
Niespodziewanie się ode mnie odsunął.
-Idę po leki dla ciebie. Co zjesz na śniadanie?
-Ciebie- puściłem mu oczko.
Zaśmiał się tylko słodko i wyszedł z pokoju. Upadłem na poduszkę z wielkim bananem na ustach. Czułem motylki w brzuchu i przypominało mi to uczucie sprzed dwóch lat, gdy pierwszy raz pocałowałem Justina. Teraz zakochiwałem się w nim od nowa.

Harry POV
Louis od rana był jakiś nie w sosie. Co nie powiedziałem, on tylko na to nieprzyjemnie burczał lub w ogóle nie odpowiadał. Nie rozumiałem co się dzieje.
-Louis, co się dziś z tobą dzieje?
-Co się ze mną dzieje?! Nic! Wszystko jest w jak najlepszym porządku, a co ma się dziać?
-Cały czas się denerwujesz i co nie powiem, to reagujesz właśnie tak.
-Nic mi nie jest- mruknął ledwo słyszalnie i odszedł w stronę łazienki.
Jakby był kobietą umiałbym zrozumieć takie humorki, ale Lou nigdy się to wcześniej nie zdarzało. Normalnie gdyby coś się działo to powiedziałbym mi od razu.
Po obiedzie zjedzonym w ciszy znów próbowałem poruszyć temat.
-Nie rozumiesz, że nic mi nie jest?!- krzyknął wstając gwałtownie od stołu.
-Naprawdę? Od kiedy masz w zwyczaju odpowiadać krzykiem na wszystko co powiem?
-Daj mi spokój!
Zaczął iść w stronę schodów, ale zatrzymałem go odwracając w swoją stronę.
-Nie dam ci spokoju, bo się o ciebie martwię. Co tak strasznego się stało, że nie możesz mi zwyczajnie powiedzieć?
W jego oczach zalśniły łzy. Opuścił powieki i głowę by je powstrzymać.
-Skarbie...
Zaczął mi się wyrywać.
-Spokojnie. Tylko usiądźmy i porozmawiajmy.
Pokiwał głową i nie podnosząc jej powędrował w stronę kanapy.
-Harry... Ty mnie jeszcze kochasz?
-Lou, oczywiście, że tak! Chyba nie myślisz, że mogłoby być inaczej?
Pokręcił głową i wreszcie podniósł na mnie wzrok. Jego policzki były zaróżowione, a oczy zapłakane. Serce mi się ścisnęło na ten widok.
-Co cię łączy z tą sekretarką Taylor?
-Co?! O czym ty mówisz?!-oburzyłem się-Co niby miałoby mnie z nią łączyć?!
-Widzę jak na nią patrzysz, jak z nią flirtujesz na każdym kroku.
Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić w tym momencie. Jak on w ogóle mógł pomyśleć, że go zdradzam. Nie ufał mi? Moje współczucie do niego przerodziło się w złość.
-Mama Bri wysłała mi wasze zdjęcia jak się obściskujecie.
Tego nie mogłem już wytrzymać. Nie ufał mi tylko matce jego zmarłej kochanki, która swoją drogą nigdy nie pałała do niego entuzjazmem?
-Od kiedy tak bardzo się przyjaźnicie co? Wierzysz jej? Wiesz, że ona knuje jakieś intrygi, żebyśmy się rozstali.
-Teraz zwalasz całą winę na nią, bo sam jesteś winny!
-Nie mam nic na sumieniu! Nie zdradziłem cię, tak jak ty mnie! Nie mam w zwyczaju się mścić...
Wraz z wypowiedzeniem ostatniego słowa poczułem na moim policzku siarczyste uderzenie. Nie wierzyłem, że to zrobił. Chwilę zajęło mi wyjście z szoku.
Spojrzałem na niego. Jego oczy były wielkie. Sam nie mógł chyba wyjść z podziwu, co właśnie zrobił.
-Nie zdradziłem cię! Nie byliśmy wtedy razem, bo mnie zostawiłeś!
-A czyli teraz to znowu moja wina tak?! Po jaką cholerę do mnie wracałeś skoro nadal mi nie ufasz?!
-Jak śmiesz myśleć, że ci nie ufam?!
-No kurwa nie wiem! Może dlatego, że oskarżasz mnie o zdradę!

Nie wytrzymałem tym razem ja i zrobiłem dwa kroki w stronę chłopaka. Nawet nie wiem kiedy zaczęliśmy się szarpać, wciąż rzucając zarzuty w swoją stronę. Pchnąłem Louisa gdy ten rzucał mi się do gardła. Przestraszyłem się widząc krew. 

wtorek, 17 listopada 2015

Rozdział 10: but rejoices in the truth.

Niall POV

Po południu mnie i Logana odwiedziła mama. Nie widziałem się z nią od dnia gdy odszedłem z domu. Oczywiście namawiała mnie do powrotu do domu.
-Nie mogę tak, mamo. To jak traktuje mnie tata, nie pozwala mi być sobą. Za późno się z tym spostrzegłem.
Moja rodzicielka tylko smutno pokiwała głową, ze zrozumieniem.
-Ja zawsze będę cię wspierać. Pamiętaj o tym.
Uśmiechnąłem się do niej szeroko. Byłem jej tak bardzo wdzięczny. Od początku była po mojej stronie i akceptowała moje decyzje związane z Justinem.
Wpólnie z nią zjedliśmy obiad, a potem wypiliśmy kawę i zjedliśmy trochę ciasta. Rozmawialiśmy dużo o mojej sytuacji z Angelą.
-Po prostu uznaliśmy, że najlepiej będzie się rozstać. Nic nas już nie łączyło-tłumaczyłem.
Mama pokręciła głową.
-Ale teraz będzie was łączyć. Wy będziecie mieli dziecko! Razem.
-Wiesz jaki to wielki obowiązek, no nie?- wtrącił się Logan.
Spuściłem głowę. Doskonale wiedziałem, że będzie nam ciężko. Wiedziałem też, że dobro dziecka jest najważniejsze, ale nie umiałem postawić go ponad Justinem i zmuszać się do bycia z Angelą. Od tego wszystkiego rozbolała mnie już głowa. Zacząłem czuć się jakoś gorzej. Miałem lekkie dreszcze.
Mama wróciła do domu około osiemnastej, a ja czułem się coraz gorzej. Do dreszczy i zimna dołączyły się zawroty głowy. Uznałem więc, że najlepiej będzie się położyć.
Szybko wykąpałem się i ubrawszy w ciepłą piżamę, ułożyłem się wygodnie w łóżku.
W krótkim czasie odpłynąłem do krainy Morfeusza. Całą noc spałem spokojnie. Późnym rankiem obudziło mnie skrzypienie otwieranych drzwi od mojego pokoju. Odwróciłem się w tamtym kierunku i zobaczyłem jak do pomieszczenia wchodzi Justin.
-Skarbie?- mruknąłem zdziwiony.
-Cześć, kochanie. Dzwoniłem do ciebie kilkanaście razy, ale nie odbierałeś, więc postanowiłem cię odwiedzić.
Słysząc to sięgnąłem po swój telefon i stwierdziłem, że mam nieodebrane połączenia i jest już jedenasta trzydzieści.
-To już ta godzina?- poderwałem się, ale poczułem lekkie zawroty głowy i moje ciało przeszły dreszcze.
Opadłem na poduszkę, zakrywając się szczelnie kołdrą. Justin spojrzał na mnie zmartwiony i zbliżył się.
-Co się dzieje?- pogłaskał mnie przez kołdrę, po plecach.
-Chyba mam gorączkę.
Justin dotknął mojego czoła. Czułem, że rozkłada mnie choroba. Łamało mnie w stawach i co chwilę dusił mnie kaszel.
-Gdzie masz termometr?
-W szufladzie w komodzie.
Justin podszedł do szafy i wyjął z niej termometr. Przyłożył mi go do czoła i po chwili odczytał temperaturę.
-38,6 stopni. Zostajesz w łóżku, a ja idę po jakieś leki- powiedział łagodnie, ale jednocześnie stanowczo. Patrzył na mnie z troską.
Wyszedł z mojej sypialni, ale wrócił po kilku minutach. W ręku miał tabletki i kubek gorącej herbaty.
Wziąłem butelkę wody i popiłem nią lek. Herbatę Justin odstawił na szafkę nocną. Z powrotem zawinąłem się w kołdrę, cały drążąc z zimna.
-Tylko wypij herbatę zanim wystygnie- pocałował mnie w czoło.
Uśmiechnąłem się na ten gest. On był taki kochany. Opiekował sie mną cały dzień. Dużo spałem, a gorączka opuszczała mnie tylko na chwilę. Później wziąłem syrop na kaszel, po który Justin poszedł dla mnie do apteki. Tak bardzo się w tej chwili cieszyłem, że go mam. Cały dzień spędził praktycznie przy moim łóżku. Pod wieczór czułem sie już trochę lepiej, mimo to Justin mówił, że jak jutro mi się nie poprawi to mam iść do lekarza. Narzekałem i próbowałem się wykręcić, ale on był stanowczy. Zmusi mnie i tyle. Co mogę poradzić? Jak się uprze, to nic nie zrobię.
Dochodziła dwudziesta druga.
-Już chyba się będę zbierał-powiedział Justin.
-Skarbie, zostań na noc. Nie możesz ze mną spać, bo cię zarażę, ale Logan dziś nie wróci na noc, pewnie się nie obrazi jak prześpisz się u niego- puściłem mu oczko.

♥♥♥
Znów przepraszam za tak długą nieobecność i tak beznadziejny rozdział. Od teraz rozdziały będą często ale krótkie :)

środa, 4 listopada 2015

Rozdział 9:Love finds no joy in unrighteousness

Obudziłem się w ramionach mojego Nialla. Spojrzałem na jego twarz. Nadal był pogrążony w śnie i wyglądał tak uroczo jak aniołek. Miał lekko rozchylone usta, włosy w nieładzie, a policzki zaczerwienione. Pogładziłem jeden z nich. Chłopak zamrugał oczami otworzył je.
-Cześć, kotku- szepnąłem.
-Mmm, cześć- mruknął sennie.
-Poleż tu sobie a ja idę zrobić śniadanie.
Pokiwał głową i znów zamknął oczy. Wygrzebałem się z kołdry, a on przykrył się nią po zęby o odwrócił na drugi bok.
Zszedłem na dół do kuchni i zabrałem się do przyrządzania posiłku. Usmażyłem jajecznicę ze szczypiorkiem. Podałem do tego kromkę chleba posmarowaną serkiem i szklankę soku grejfrutowego. Wszystko ustawiłem na tacy i wokół naczyń położyłem białe kwiatki. Uśmiechnąłem się zadowolony z tego dzieła i wróciłem do sypialni. Niall spał na wznak. Jedzenie odstawiłem na szafkę nocną. Pochyliłem się nad śpiącym królewiczem i musnąłem jego usta. Niall poruszył się i obudził odwzajemniając pocałunek. Uśmiechnąłem się odsuwając od niego.
-Przyniosłem śniadanie do łóżka.
Podniósł się do pozycji siedzącej, a ja położyłem tacę na jego kolanach.
-Mmm pyszności. Dziękuję- oblizał usta.
Zabrał się za jedzenie co jakiś czas karmiąc również mnie. Zjedliśmy wszystko. Złączyliśmy nasze usta w czułym pocałunku. Ahh, mogłem non stop całować te usta.
Niestety nasza sielanka musiała się skończyć. Wstaliśmy około godziny dziesiątej. Z chęcią poleżałbym cały dzień, ale nie było to możliwe, bo musiałem pojechać do Jazzy.

Angela POV
Starałam się być obojętna na zaistniałą sytuację. Nie chciałam się przejmować naszym rozstaniem. Przecież nie zależało mi na nim od jakiegoś miesiąca. On nigdy nie był dla mnie. Byłam nim chwilowo zafascynowana, a potem była to już tylko desperacja, bym nie została sama.
Bałam się samotności po śmierci mojego ojca. Tkwiłam w tym związku bo tak było mi wygodniej, czułam się bezpieczna, ale go nie kochałam.

Teraz wybuchłam płaczem wpadając do swojego pokoju i zwinęłam się w kłębek na łóżku. Łkałam cicho, czułam jak moje serce się rozdziera, ale płacz dawał upust moim emocjom. Wypłakiwałam się tak długo, aż zabrakło mi łez. Moje oczy wyschły i poczułam się lepiej. Byłam spokojna i leżałam, głęboko oddychając dopóki nie zasnęłam.

♥♥♥
Przepraszam, że was tak zawiodłam tym rozdziałem. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, jak to że jestem zwyczajnie leniwa :( Nie mam też weny ale to inna sprawa. Zwyczajnie skończyły mi się pomysły co dalej robić z tym ff, ale obiecuję, że coś wymyślę i będę je kontynuować. Myślę, że rozdziały nie będą się pojawiały regularnie, tylko może będę dodawać je częściej, ale krótkie. 
Jeszcze raz przepraszam! 

sobota, 24 października 2015

Rozdział 8:it keeps no record of wrongs.

Tego dnia postanowiłem odwiedzić Angelę w szpitalu. Wstałem więc z łóżka, skorzystałem z toalety, ubrałem się. Zjadłem pożywne śniadanie i wypiłem filiżankę kawy. Spojrzałem za godzinę w telefonie. Było kilka minut po dziesiątej, a odwiedziny na odziale były od jedenastej, więc jeszcze półgodziny mogłem spędzić w domu. Wykorzystałem je na czytanie książki. W ostatnim czasie wciągnął mnie jakiś romans. Wcale nie uważałem jednak, że o jakieś babskie zachownie. Lektura była po prostu miła, lekka i przyjemna. Tego ostatnimi czasy potrzebowałem-spokoju.
Teraz właśnie zaczynałem czuć, że moje życie się prostuje, wraca na dawne tory. Nie mogłem tego powiedzie o ostanich dwóch latach, bo pierwszy rok był tragiczny, a drugi spędzony z Angelą był lepszy, ale nie odczuwałem stabilizacji a chyba o to chodziło w związku.
Przed jedenastą wyjechałem z domu i obrałem drogę na szpital. Ten dzień był naprawdę piękny. Ciepły i słoneczny. Po ulicach miasta jechało mało samochodów, więc jazda była spokojna i przyjemna.
Po przyjeździe na miejsce udałem się na oddział, gdzie byłem wczoraj u mojej dziewczyny. Czy nadal mogłem ją tak nazywać?
Wczorajszego dnia trochę się posprzeczaliśmy, to znaczy, Angela się na mnie obraziła, bo wyczuła, że coś się dzieje, a ja nie zajmuję się nią tak jak powinienem. Przez to nie byłem pewien czy ucieszy się dziś na mój widok.
Delikatnie pchnąłem drzwi do jej sali. Dziewczyna siedziała na łóżku ubrana w jeansy, bluzę i tenisówki. Pakowała coś do swojej torby. Podniosła głowę w moim kierunku.
-Niall?
-Wypisują cię?
-Tak, uznali, że jeste w porządku i mogę dziś wyjść.
Mówiła to sucho, obojętnie, bez uczucia. Znów wzięła się do pakowania torby. Ja stałem tam i nie wiedziałem do końca co robić, co mówić. Wreszcie ona zamknęła torbę i odłożyła ją na bok. Siedząc na łóżku, spojrzała na mnie.
-Angie...Ja cię przepraszam.
-Nie jestem na ciebie zła, Niall. Ja tylko...
Spuściła wzrok, a ja zbliżyłem się do nie i podałem jej rękę, po czym usiadłem obok.
-Co się dzieje?
-Ja nie widzę sensu tego wszystkiego. Między nami od dawna było źle, tylko nie wiedziałam jak ci to powiedzieć. Będziemy się teraz kisić ze sobą na siłę i nikt nie będzie szczęśliwy.
-Po co być razem na siłę?
Wzięła głęboki wdech i spojrzała prosto w moje oczy.
-Ja nie chcę cię ranić, tak po prostu odchodząc.
-Ja sam powoli przestaję widzieć w tym wszystkim sens.
Nagle jakby się zezłościła i spojrzała na mnie groźnie.
-Wiedziałam, że coś jest nie tak. O czymś mi nie mówiłeś. Masz kogoś innego? Zdradziłeś mnie?
-Angela, to nie tak...
-No proszę, tłumacz się. Chętnie posłucham tych bredni!
Coraz bardziej podnosiła głos i prawie wstawała z łóżka
-Uspokój się.
-Jak mam być spokojna gdy mój chłopak mnie zdradza?!
-Sama mówiłaś, że to nie ma sensu. Poza tym nie zdradziłem cię!
-Świetnie. Skoro oboje zgadzamy się z tym,że nasz związek nie ma przyszłości, to możemy się rozstać.
Nie wiem czemu, ale to zabolało. Nie spodziewałem się, że to dzis usłyszę, choć chyba powiniem się cieszyć, że mam to za sobą i otwiera mi się droga do Justina. Ja jednak czułem się jak śmieć. Byłem w stanie dodać tylko:
-Ale pamiętaj, że z dzieckiem cię samej nie zostawię. Ono jest NASZE i to NASZ problem.
Pokiwała tylko głową.
-Może zawieźć cię do domu?
-Nie, dzięki. Mama po mnie przyjeżdża- burknęła obojętnie.
Wyszedłem z sali i udałem się do wyjścia ze szpiatala, czując w gardle narastającą gulę. Od razu postanowiłem zadzwonić do Justina.

Justin POV
Niall zadzwonił do mnie, gdy wychodziłem właśnie z domu. Miałem zamiar pójść poszlajać się po mieście.Ot tak, z nudów.
Odebrałem czując jakiś lekki niepokój.
-Halo? Skarbie?
-Co robisz?
-W sumie to nic. Nudzę się.
-Możemy się spotkać?- zdołałem usłyszeć jak jego głos drży.
-Co się dzieje, kochanie?
Milczał przez chwilę i tylko kilka razy pociągnął nosem. Płakał. Dosłyszałem ze słuchawki trzask zamykanych drzwi samochodu.
-Wszystko okej- zaszlochał.
-Przyjedź do mnie.
-Będę za dziesięć minut.
Wróciłem się do domu. Zdjąłem buty i od razu wszedłem do kuchni i nastawiłem wodę na herbatę dla mnie i Nialla. Na pewno się przyda. Chłopak przyjechał faktycznie dziesięć minut po naszej rozmowie. Usiadł na krześle, przy stole w kuchni. Już nie płakał, ale jego oczy były nadal lekko zaczerwienione.
Usiadłem naprzeciwko podając mu kubek z herbatą.
-Co się stało?
-Zerwałem z Angelą. Nie wiem czemu mnie to tak boli- zapłakał.
Wstałem, podszedłem do blondyna i przytuliłem go od tyłu.
-Będzie dobrze. Rozstania zawsze bolą, nawet gdy ich chcemy.
-Ja tego chciałem. Chciałem tego by móc być z tobą.
Siedzieliśmy i piliśmy ciepłe napoje. Potem przenieśliśmy się do salonu. Siedząc na kanapie, Niall już się całkowicie uspokoił. Wtulił się we mnie i tak trwaliśmy przez dłuższą chwilę. Potem postanowiłem zrobić kolejny krok. Chwyciłem jego podbródek i złączyłem nasze usta w najczulszym pocałunku jaki tylko mógł istnieć. Poczułem jak zadrżał gdy wepchnąłem język do jego ust. Robiło się naprawdę pikantnie. Penetrowałem językiem gardło Nialla, a on wydawał się być bardzo zadowolony. Zaczął mi ściągać koszulkę. Pozwoliłem mu na to i pomogłem. Nie trzeba było długo czekać, aż oboje byliśmy w samej bieliźnie i zdecydowaliśmy się na przejście do sypialni. Rzuciłem chłopaka na moje łóżko, a sam zawisnąłem nad nim.
-Tęskniłem, tak bardzo- mówiłem głośno dysząc z podniecenia i wpiłem się w jego usta.
Wycałowywałem jego szyję, a on wił się pode mną cicho jęcząc. Widziałem, że nie wie co zrobić z rękami, dotykał mnie gdzie popadło, tak jak ja jego. Obaj chcieliśmy być jak najbliżej siebie, być wręcz jednością. Gotowałem się już z podniecenia. On cały drżał. Jego prawa dłoń zaczęła błądzić w okolice moich bokserek. Delikatnie pociągnął za ich gumkę a ja pomogłem mu się ich pozbyć. Naszym oczom ukazał się mój dumnie sterczący penis. Niall szczerzył się na ten widok.
-Chcesz mieć go w sobie?-szepnąłem uwodzicielsko wprost do jego ucha.
Pokiwał głową z bananem na ustach.
-Zaraz się tym zajmiemy.

Zerwałem z niego bokserki i poprosiłem by uniósł biodra do góry bym miał dostęp do jego dziurki. Nie mieliśmy żadnego dobrego lubrykantu pod ręką, więc po prostu pośliniłem palce i zacząłem rozciągać odbyt Nialla. Początkowo krzywił się trochę, ale po chwili był już spokojny i rozluźniony. Zdecydowałem, że mogę już przejść do rzeczy więc powoli w niego wchodziłem. Zagłębiałem się w nim, rozkoszując się tym uczuciem i obserwując jego reakcje. Wyglądał na zadowolonego. Byłem już w nim całą długością więc zacząłem się poruszać. Powoli, ale stanowczo, potem zacząłem przyśpieszać. Czuliśmy się razem tak dobrze, tak szczęśliwi. Tego mi brakowało przez ostatnie dwa lata. Moje serce było rozdarte na pół i ta część była w posiadaniu Nialla aż do dziś. Dziś znów jestem całością, bo mam jego.
*** 
Jeszcze raz bardzo was przepraszam za takie opóźnienie. Miałam naprawdę ciężki tydzień :(

niedziela, 11 października 2015

Rozdział 7:it is not easily angered,

!!!Przepraszam ze w niedziele nie pojawil sie nowy rozdzial ale nie bylam w stanie pisac. Juz sie za niego zabralam i bedzie najpozniej w piatek. Mam nadzieje ze mi wybaczycie to opoznienie.!!!
Niall POV
Siedzieliśmy sobie razem na ławce pod wielkim dębem. Opierałem się o ramię Justina. Trwaliśmy tak cały czas, nawet nie myśląc o naszej ogólnej sytuacji. Justin był teraz mój i tylko to się liczyło. Nie zdecydowałem o tym co będzie dalej z moim związkiem, gubiłem się w tym. Miałem najszczerszą ochotę rzucić to wszystko i być tylko z tym brązowookim mężczyzną. Czemu tak nie zrobić? Chwyciłem prawą dłoń Justina i splotłem nasze palce. Obróciłem ją tak, że ukazała mi się wewnętrzna część jego nadgarstka. Rękaw lekko się podwinął i coś dojrzałem.
-Kochanie...
On szybko chciał zasłonić rękawem, ale mu przeszkodziłem i przyjrzałem się. Spojrzałem na te blizny i poczułem ukłucie w sercu.
-Przepraszam- mruknął.
-Nie masz za co. To moja wina.
-O czym ty mówisz?
-Nie powinienem był wyjeżdżać. Nic by się nie stało.
Było mi go tak szkoda, ale wiem, że nie chciał mojej litości. Zasłoniłem jego rękę z powrotem i delikatnie pogładziłem kciukiem dłoń, którą trzymałem w swojej. Odwróciłem głowę w jego stronę i przybliżyłem swoją twarz do jego twarzy. Nieśmiało zbliżyłem swoje usta do jego ust. Delikatnie zacząłem je muskać. On odwzajemnił to wpijając się w nie. Objąłem go i przyciągnąłem do siebie. Pogłębiłem pocałunek. Chciałem w tamtej chwili by był cały mój. Chciałem go pochłonąć, uwięzić przy sobie już na zawsze, by nie wymknął mi się znów.
Oderwaliśmy się od siebie niechętnie. Justin wyjął z kieszeni telefon.
-Muszę iść. Już szesnasta, a miałem jeszcze zajrzeć do Jazzy
-Okej.
-Gdzie właściwie teraz mieszkasz?
-U Logana. Podeślę ci później smsem.
Pokiwał głową. Pocałował mnie w policzek, lekko objął klepiąc po plecach i odszedł w stronę szpitala. Ja sam zdecydowałem się na powrót do domu. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem. Wiedziałem, że teraz przez całe popołudnie będę się snuł po domu jak cień.
Zaparkowałem samochód pod domem Logana. Wszedłem do środka i zastałem brata na kanapie w salonie. Jadł popcorn, pił piwo i oglądał mecz. Zachęcił mnie bym do niego dołączył, więc to zrobiłem. Szybko wciągnąłem się w rozgrywkę na ekranie telewizora. Po jakimś czasie czasie brat dostał telefon od swojej dziewczyny, musiał jechać, więc znów zostałem sam. Skończyła się pierwsza połowa meczu, a ja od razu wpadłem w zamyślenie. Było dużo na mojej głowie i już powoli kończyły mi się siły do dźwigania tego. Starałem zająć swój umysł jakimiś miłymi myślami. Wspominałem moje dzisiejsze spotkanie z Justinem i uśmiech sam wkradł mi się na usta. Sytuacja między nami była w miare jasna, ale na drodze stała jeszcze moja dziewczyna. Czułem się potwornie z tym jak ją traktuję. Poszła w odstawkę, bo wrócił ktoś na kimś zależy mi od zawsze, a to nie fair. Miałem tak okropne wyrzuty sumienia. Zaczęła się druga połowa meczu i ponownie się nad nim skupiłem. Gdy się skończył, poszedłem do kuchni by wziąć coś do jedzenia. Odrzałem sobie jakąś zapiekankę która była w lodówce. Do szklanki nalałem soku pomarańczowego. Kolację zjadłem w salonie, siedząc na kanapie i oglądając jakieś reality show. Nie lubiłem tego typu probgramów, ale teraz były idealne by sie odstresować i trochę pośmiać. Tak spędziłem resztę wieczoru. Około godziny dwudziestej trzeciej, poszedłem wziąć prysznic i znów zasiadłem na kanapie. Włączyłem sobie jakiś film akcji, który swoją drogą był nieciekawy i dość szybko zasnąłem przed telewizorem. Obudziłem się o pierwszej w nocy, a film właśnie się skończył. Wyłączyłęm więc wszystko i poszedłem do swojego łóżka. Brata wciąż nie było w domu. Widocznie postanowił zostać u dziewczyny na noc.
Umyłem jeszcze zęby i ułożyłem się do snu. Jednak teraz nie było mi tak łatwo zasnąć. Nie myślałem o niczym konkretnym. Gapiłem się tylko w księżyc za oknem. Była pełnia. Czułem już jak moje ciało ogarnia ten cudowny spokój tuż przed snem. Byłem niesamowicie odprężony. Zamnkąłem oczy, ale nic, sen nie nadchodził. Dałem sobie spokój i dalej obserwowałem księżyc. Nie wiem, ile tak leżałem i która była godzina gdy zasnąłem.
Obudziłem się i moją twarz od razu spowiła słoneczna szata. Nieświadomie się uśmiechnąłem. Usiadłem na łóżku i się przeciągnąłem. To będzie dobry dzień, pomyślałem.


************************
Dziś bardzo krótki rozdział, bo nie mam ostatnio weny :( wybaczcie mi to

niedziela, 4 października 2015

Rozdział 6:it is not self-seeking,

Przeciągnąłem się wstając z łóżka i spostrzgłem, że dochodzi już dziesiąta, czyli za dwie godziny miałem się spotkać z Justinem. Wstałem i udałem się do kuchni by zrobić sobie śniadanie. Mój brat właśnie smażył naleśniki.
-Zjesz?- zaproponował kładąc na talerz, dwa świeżo zdjęte z patelni.
-Chętnie.
Nalałem sobie do kubka kawy i usiadłem przy stole, biorąc talerz z jedzeniem. Z apetytem zjadałem pyszne słodkości. Logan usiadł obok i też zabrał się za konsumowanie posiłku. Podziękowałem odkładając naczynie do zmywarki. Dopiłem kawę i wróciłem do pokoju. Wziąłem odpowiednie ubrania i poszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, ubrałem się i trochę ułożyłem moje włosy, które po nocy były w lekkim nieładzie. W pokoju zrobiłem trochę porządków. Pościeliłem łóżko, otworzyłem okno na oścież i poukładałem rzeczy na półkach. Przetrałem też parapet, zabrałem ubrania z pralni i ułożyłem w szafie.
Chciałem zabić sobie czas przed spotkaniem z Justinem, bo wprost nie mogłem się doczekać. Półgodziny przed umówionym czasem opuściłem dom brata. Spracerem udałem się do kawiarni. Miałem do niej blisko więc nie śpieszyłem się tylko cieszyłem piękną pogodą. To co miało się za chwilę wstać wprawiało mnie w dobry nastrój, a promienie słoneczne ogrzewające moją twarzy tylko potęgowały moją radość.
Gdzieś ktoś przebiegł obok mnie. Po drugiej stronie ulicy jakaś starsza pani spacerowała z psem. Ktoś szedł, pewnie do pracy, a dzieci jeździły na rolkach. Świat żył swoim życiem, dookoła mnie wszystko toczyło się swoim torem, a ja byłem pomiędzy tym i czułem wielkie szczęście, czułem, że to jest niezywkła chwila. Niestety moje radosne przemyślenia przerwał dzwonek telefonu. Zerknąłem na wyświetlacz. ,,Angela''. Odebrałem mówiąc ,,halo''
-Niall, możesz przyjechać do szpitala- mówiła z płaczem
-Co się stało?!- momentalnie spanikowałem.
-Dostałam jakiś dziwnych skurczy i mnie tu przywieźli. Proszę, przyjedź. Nie wiem co z dzieckiem...
-Zaraz będę.
Od razu zawróciłem do domu i wsiadłem w samochód obierając kurs na szpital.

Justin POV
Usiedłem w kawiarni i zniecierpliwiony czekałem na blondyna. Serce biło mi jak szalone, jakby chciało wyskoczyć mi z piersi. Poprosiłem o szklankę wody. Pijąc ją co chwilę zerkałem na zegarek. Gdy wybiła dwunasta, cały czas patrzyłem się w kierunku drzwi, ale nikt nie wchodził, tymbardziej Niall. Zacząłem się martwić. Chyba mnie nie wystawił co? A jeżeli coś mu się stało?
Dwunasta dziesięć- jego nadal nie ma.
Dwunasta piętnaście- Niall nie przyszedł a ja zrobiłem się jeszcze bardziej niecierpliwy.
Dwunasta trzydzieści- wstałem i udałem się do wyjścia z lokalu. Byłem kompletnie zdołowany i zawiedziony. Już miałem nadzieję, że w końcu do zobaczę, a on nie przyszedł i nawet nie raczył zadzwonić czy napisać. To naprawdę było smutne. Kierowałem się z powrotem do domu i już miałem otwierać drzwi, gdy zadzwonił telefon. Już liczyłem, że to Niall.
,,Lucy''
-Halo?
-Justin, Jazzy jest w szpitalu. Zasłabła dziś podczas biegania.
-O Boże!Już tam jadę.
Szybko wsiadłem w mój samochód stojący na podjeździe i ruszyłem w drogę do szpitala. Ręce tak mi się trzęsły, że ciężko było utrzymać kierownicę. Bałem się o siotrę tak bardzo. Starałem się jechać jak najszybciej, ale jak na złość musiałem zatrzymywać się na każdym czerwonym świetle. Myślałem, że oszaleję.
Po przyjeździe na miejsce od razu podbiegłem do recepcji i zdyszany zapytałem gdzie leży moja siostra. Pielęgniarka skierowała mnie na oddział dziecięcy do sali numer dwadzieścia sześć. Przy wejściu na oddział spotkałem Lucy.
-I co?- mówiłem zdenerwowany.
-Zrobili jej podstawowe badania i nic nie wykazały, ale chcą ją zostawić na obserwacji. Zmartwiłem się o moją siostrzyczkę, ale trochę uspokoiło mnie to, że nic jej nie jest poważnego. To pewnie było jakieś niegroźne omdlenie.
Poszedłem do niej. Dziewczyna siedziała na łóżku z telefonem w ręku.
-Jak się czujesz?- zacząłem podchodząc do jej łóżka.
-Teraz już dobrze. Bez sensu, żebym tu siedziała.
-Muszą monitorować twój stan zdrowia, słonko.
Posiedziałem przy siostrze jeszcze chwilę, a potem poszedłem porozmawiać z lekarzem. Nie chciał mi za dużo mówić, ale dowiedziałem się, że jutro ją wypiszą. Lucy przywiozła jej potrzebne rzeczy, a ja udałem się do bufetu po coś słodkiego dla małej i kawę dla siebie. Podszedłem do baru i nie mogłem uwierzyć w to kogo tam zobaczyłem.

Louis POV
Wszedłem do sypialni i zastałem tam Harrego bawiącego się z Willem. Cudowny widok.
-Chłopcy, czas zjeść obiad.
-Choć synku, mamusia zrobiła jedzonko.
-Jaka mamusia?! Ja jestem jego ojcem.
Zaśmiałem się i wróciłem do kuchni. Z chwilę pojawił się w niej Hazz i posadził Wiliama na krzesełku do karmienia. Nałożył sobie posiłek, a ja wziąłem łyżeczkę i karmiłem jedzeniem malucha. Później sam zajdłem obiad.
-Babcia Willa chce się z nim zobaczyć.
-Pozwolisz jej?
-A mam wyjście? To jej wnuk.
-Masz rację. Bądźmy dla niej mili. Bardzo mili. Może przemyśli swoją decyzję i wycofa pozew.
-Nie liczyłbym na to, ale można mieć nadzieję.
Wziąłem mojego kochanego synka na ręce, uspałem go i wrociłem do Hazzy. Usiedliśmy na kanapie w salonie. Wtuliłem się w niego.
-Lou, powiedz mi dokładnie dlaczego tak to się wtedy stało między tobą i Brianą?
-Gdy mnie zostawiłeś, to był dla mnie ogromny cios, zwałszcza, że byliśmy świeżo po ślubie.
Spojrzałem na jego smutną twarz.
-Czułem się samotny. Miałem wrażenie, że już nie będę w stanie pokochać żadnego mężczyzny i myślałem, że dobrze poczuję się z kobietą, ale byłem w błędzie. Ja kocham tylko Ciebie.
-Ja też Ciebie kocham, skarbie- powiedział całując mnie w czubek głowy.

Justin POV

-Niall?!
-Justin...
-Co ty tu robisz?
-Angela źle się poczuła, ale już wszystko pod kontrolą, a ty?
-Jazmyn zasłabła, ale też już okej.
Wziąłem kawę i batony, które właśnie kupiłem i odsunęliśmy się w stronę stolika.
-Przepraszam cię, że nie dałem ci znać, że nie dam rady przyjść. To się stało tak nagle a ja spanikowałem.
-Rozumiem. Nic nie szkodzi.
-Przykro mi. Naprawdę chciałem się z tobą spotkać.
W tamtej chwili podszedł i mnie przytulił.
-Musimy poważnie porozmawiać.
Byłem lekko zaskoczony, ale w jego ramionach poczułem się tak dobrze, spokojnie, bezpiecznie. Nie chciałem by mnie puszczał, ale musiał to zrobić.
-Dasz radę wyjść gdzieś razem za godzinę?
-A co z Angelą? Nie zostaniesz przy niej?
Spojrzał na mnie i się skrzywił.
-Pokłóciliśmy się.
-Och... Możemy się spotkać. Za godzinę w tej restauracji za rogiem?
-Pewnie. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia, więc idę. Do zobaczenia!
Patrzyłem jak chłopak odchodzi, a potem wróciłem na salę siostry.
Godzina szybko minęła i szedłem już w kierunku restauracji, gdzie miałem spotkać Blondyna. Serce skakało mi w piersi z radości. Wchodząc do lokalu, już widziałem Nialla. Ucieszyłem się jeszcze bardziej. Uśmiechnął się gdy spojrzał w moim kierunku.
-Hej- mruknąłem i usiadłem naprzeciw niego.
Zmówiliśmy coś do jedzenia. Siedzieliśmy w ustronnej części restauracji więc mogliśmy spokojnie porozmawiać.
-Justin, nie wiem od czego zacząć.
-O czym dokładnie chciałeś porozmawiać?
-O nas.
Spojrzał na mnie, prosto w moje oczy. Po plecach przebiegł mi dreszcz. Czułem jak jego spojrzenie dociera do mojej duszy i wyczytuje moją miłość do niego. Miałem wrażenie, że wie dokładnie co ja czuję.
-Brakuje mi ciebie- powiedział Niall, sprawiając, że zrobiło mi się ciepło na sercu.
-Mi Ciebie też, ale sam rozumiesz, że sytuacja się pokomplikowała.
-Owszem, ale to z Angelą... Nie wiem na ile to aktualne.
Jakby posmutniał, ale nieznacznie.
-Zależy ci na niej?
-Justin, zależy mi na Tobie. Tego jestem pewien. Angela, to było tylko głupie zaurocznie. Chciałem chyba być takim jakim chciał mnie ojciec, ale prawie wpakowałem się w to samo co on z mamą. Kilka dni temu się wyprowadziłem się od niego.
-Co w ogóle teraz planujesz?
-Za miesiąc idę na studia i zamieszkam w akademiku. Dostałem się na medycynę-uśmiechnął się dumnie.
-To wspaniale! Gratuluję.
Kelnerka przyniosła nam zamówinie. Zjedliśmy wszystko i postanowiliśmy udać się na spacer po parku i tam kontynuuować rozmowę która nie szła nam na razie najlepiej.
Zatrzymaliśmy się pod drzewem i staliśmy naprzeciwko siebie, a żaden z nas nawet nie drgnął. Patrzyliśmy prosto w swoje oczy. Tylko one się teraz dla nas liczyły i na nich kończyły się nasze światy. Przybliżyłem się do niego, a on nagle chwycił moją dłoń. Przysunął się jeszcze bliżej i mnie objął, a ja przytuliłem się do nie go mocno.
Wtuliłem się w niego. Znów miałem go przy sobie, znów mogłem się nim cieszyć. Tylko co będzie dalej?



*Skomentujesz? To naprawdę bardzo motywuje. Napisz mi co o tym sądzisz, Napisz co robię źle, a ja postaram się to poprawić.Z góry dzięki ;) *

niedziela, 27 września 2015

Rozdział 5: It does not dishonor others

Niall POV
-Możesz do mnie przyjechać?-usłyszałem w słuchawce głos Angeli.
-Pewnie. Będę za 15 minut.
Od razu wyszedłem z pokoju i skierowałem się na dol. Przy wyjściu na garaż złapała mnie mama. Z troska w glosie zapytała się:
-Dokąd się wybierasz?
-Do Angeli.
-Miedzy wami wszystko w porządku?
-Oczywiście, ze tak. Czemu miałoby być złe?
Ona tylko się uśmiechnęła i wróciła do kuchni. Wszedłem do garażu i otworzyłem samochód. Wsiadłem za kierownice i po chwili ruszyłem. Jechałem z lekkim stresem. Nie widziałem się z moja dziewczyna od momentu gdy powiedziała mi o ciąży. Emocje jeszcze nie opadły. Tym bardziej ze dodatkowym szokiem był dla mnie powrót Justina.
Kilka razy stałem w korku wiec ostatecznie bylem na miejscu w półgodziny.
Przywitałem się z dziewczyna całusem w policzek.
-Coś się stało?
-Coś nie daje mi spokoju, Niall. Czuje ze musimy przemyslec jak my to wszystko ulozymy.
W tym momencie sie zamyslilem. Nasze zycie teraz sie zmieni. Dobrze by było zamieszkać razem, a co z moimi studiami?
-Nie wiem,Angie. Jakoś się ułoży...
To było słabe zapewnienie dla dziewczyny, która znalazła się w tak trudnej sytuacji . Wróć! Razem się w tej sytuacji znaleźliśmy.
Osiedliśmy w salonie, a dziewczyna zrobiła nam herbaty cytrynowej. Położyła się na kanapie kładąc swoja głowę na moich kolanach.
-Jak się w ogóle czujesz?
-Dobrze nawet. Rano mam trochę mdłości i chodzę senna cały czas, ale jest okej.
Pokiwałem głowa.
-Kochasz mnie, Niall?
-Oczywiscie. -mruknalem i musnalem dlonia jej wlosy.
Nie skłamałem. Serio ja kochałem, ale nie wiem jaki to był rodzaj miłości. Nie wiem czy była na tyle silna, by spędzić z nią resztę życia. Nie miałem wątpliwości do momentu pojawienia się pewnego osobnika.
Automatycznie Justin zajął moje myśli. One były bolesne. Powinienem był o nim zapomnieć, ale nie powinienem się okłamywać, tylko stanąć z prawdą twarzą w twarz: to się nie uda. Ponoć miłość nigdy się nie kończy, a ja w to stwierdzenie głęboko wierzę. Czy Justin nadal kocha mnie?
Z zamyślenia wyrwał mnie głos dziewczyny.
-Jutro mam wizytę u lekarza. Chcesz pójść ze mną?
Pokiwałem głową.
-Jasne, że chcę.
Cały czas odpowiadałem zdawkowo, bo jakoś nie wiedziałem co mówić, czułem się przy niej niezręcznie.
Przesiedzieliśmy razem cały wieczór. Około dwudziestej wróciłem do domu. Byłem całkowicie zmęczony psychicznie jak i w fizycznie, więc od razu położyłem się spać.
Śnił mi się Justin i Angela. To był właściwie koszmar senny. Moja dziewczyna dowiedziała się o moim romansie z Justinem. On nagle powiedział, że jest w ciąży (co?!) Zaczęli się kłócić i szarpać, a ona nagle wyjęła nóż i pchnęła Justina w brzuch. Upadł z krzykiem
A ja się z krzykiem obudziłem, myśląc jakie to chore sny mam. Podniosłem się i podświetliłem telefon, aby sprawdzić godzinę. Dochodziła trzecia trzydzieści. Wstałem i zszedłem po cichu do kuchni. Wypiłem szklankę wody, odwiedziłem toaletę i wróciłem do łóżka, lecz nie mogłem zasnąć. Wziąłem więc telefon i siedziałem w internecie. Przeglądałem twittera, ale nawet nie skupiałem się na czytanej treści.
Tak minęły mi dwie godziny. Mój umysł całkowicie się wyłączył i nie bylem w stanie myśleć o niczym. Czułem się pusty, wypłukany z emocji. W końcu zasnąłem, ale obudziłem się wczesnym rankiem. Pomyślałem ze dziś mam dzień dla siebie. No poza wizyta z Angela u lekarza. Szczerze, nie miałem ochoty tam iść, ale jej obiecałem. Tak wiec wstałem i przez cały poranek włóczyłem się bez sensu. Nie chciało mi się nic robić. Nic mnie nie cieszyło. Przypominało mi się tylko to jak Justin mówił mi o swojej probie samobójczej. Dlaczego? Mój ojciec to potwor. Zawsze tak uważałem. Po tym jak pogodziłem się z odejściem Justina, dogadałem się z ojcem, bo nie obwiniałem go o moje nieszczęście, ale teraz wiem ze to była jego wina i jego cholerne kłamstwo. Biedny Justin czul ze stracił wszystko. Najpierw rodziców, siostrę i jeszcze ukochanego. Złość we mnie wzbierała i czułem nienawiść do taty. Znów, tak jak wtedy, dwa lata temu gdy nas rozdzielił. Musiałem mu to wszystko wygarnąć.
Jak tylko wrócił z nocnej zmiany, od razu go zaatakowałem.
-Wiesz kto wrócił?
Pokręcił głową.
-Justin, a wiesz co mi powiedział? Ze skłamałeś mówiąc mu o tym ze nie wracam. On próbował odebrać sobie przez to życie!
-Bo jest mięczakiem...
Wybuchłem i zrobiłem ogromna głupotę choć wyjątkowo tego nie żałowałem.
Uderzyłem ojca z otwartej dłoni w twarz.
-Nie masz prawa tak o nim mówić.
-Przegiąłeś gówniarzu!
-Ty przegiąłeś dwa lata temu rozdzielając nas! Zniszczyłeś nam obojgu życie. Gdyby nie ty, ja i Justin bylibyśmy teraz razem szczęśliwi a tak: ja jestem w związku który nie ma sensu bo jej nie kocham, a na dodatek Angela jest w ciąży i jestem zmuszony z nią żyć! A Justin ma depresje! Wszystko przez ciebie!
-Jak to jest w ciąży?
-Normalnie. Tak po ludzku. Mam dość! Szczególnie ciebie!
Wtedy podjąłem spontaniczna decyzje o przeprowadzce. Do akademika mogłem stawić się dopiero za trzy tygodnie wiec miałem zamiar poprosić brata aby mnie przechował do tego czasu. Nie mogłem żyć pod jednym dachem z człowiekiem który mi tak namieszał w życiu.
Spakowałem wszystko co się dało. Do walizki, torby i kartonów. Zajęło mi to trochę czasu ale ostatecznie jechałem do Logana kolo dwunastej. Nawet do niego nie zadzwoniłem. Miałem nadzieje ze mnie przyjmie.
Przedstawiłem mu cala sytuacje a on przyjął mnie z otwartymi ramionami. Wiedziałem ze zawsze mogę na nim polegać.
Rozpakowywałem swoje rzeczy w pokoju który wskazał mi Logan gdy zadzwonił mój telefon. Odebrałem.
-Halo?
Po drugiej stronie odezwała się Angela.
-Gdzie ty jesteś? Dzwonie do ciebie już piaty raz.
O kurde, pomyślałem. Z tego wszystkiego kompletnie zapomniałem o tym, ze miałem zabrać ja do lekarza. Poczułem irytacje wobec swojej osoby.
-Kochanie, ja przepraszam. Miałem starcie z ojcem i przeniosłem się do Logana.
-I zapomniałeś o mnie?
-Tak...emm to znaczy nie.
-Daj już spokój. Widzę, ze mało cie obchodzi moja ciąża i ja sama. Od kiedy ci powiedziałam, ty jesteś jakiś nieobecny, nie odzywasz się jakbyś nie chciał się angażować. Nie mogę na ciebie liczyć!
Rozłączyła się. Od razu odzwoniłem ale ona odrzucała połączenie. I tak było przez następne cztery dni. Ja dzwoniłem, ona nie odbierała, nie odpisywała. Gdy w końcu do niej pojechałem, nie otworzyła mi drzwi.
W niedzielny wieczór siedziałem sobie w mojej tymczasowej sypialni. Logan poszedł na jakaś imprezę. Ciągnął mnie ze sobą ale ja nie miałem sil. Wolałem siedzieć, zajadać się pizza i oglądać seriale w telewizji.
Spostrzegłem ze na moim telefonie miga diodka. Odblokować go i otworzyłem wiadomość.
Od :Justin
Niall, prosze spotkajmy sie. Chce pogadac.
Na poczatku poczulem zlosc na niego. Ze znów próbuje wejść w moje życie. Prawda jest jednak inna. Nie mogę go odrzucić, bo go kocham. Chce go mieć przy sobie nawet jeżeli nie będzie znów moim chłopakiem. Odpisałem wiec:
Do: Justin
Gdzie i kiedy?

Louis POV
Po szybkim prysznicu udałem się do łóżka i czekałem na Harrego, który usypiał naszego synka. Przyszedł gdy ja zacząłem robić się senny. Gdy wszedł do łóżka od razu się ożywiłem. Przysunął się jak najbliżej mnie i objął w talii. Przyciągnął mnie i przywarł ustami do mojej szyi. Poczułem jak składa tam mokre pocałunki, a moje ciało przeszedł dreszcz. Głaskałem jego długie, falowane włosy. Nie zdążyłem się spostrzec jak pozbył się moich bokserek. Przeniósł się tak, że był nade mną. Też chciałem go nagiego, więc zdarłem z niego koszulkę i zacząłem dobierać się do spodni.
-Nie tak szybko, kochanie- przerwał mi.
Jego pocałunki i pieszczoty doprowadzały mnie do szaleństwa. Otarłem się odsłoniętą erekcją o jego krocze, czując tarcie jego jeansów. Jęknąłem na to uczucie, a on w końcu pozwolił mi je z siebie ściągnąć. Szybko też pozbawiłem go bielizny i oboje nadzy zatopiliśmy się w namiętnym uścisku, cały czas się całując.
-Lou- szepnął mi do ucha- Czy mógłbym tym razem ja?
-Chcesz się zamienić?
Pokiwał głową, na co ja się uśmiechnąłem zadziornie.
-Okej.
Ułożyłem się odpowiednio, a on przybliżył się do mnie, usadawiając między moimi nogami.
Jak na zawołanie, usłyszeliśmy płacz z pokoju Willa. No ten to miał wyczucie czasu.
Harry stęknął zasmucony a ja zaśmiałem się, a mój mąż to odwzajemnił. Szybko ubrał bokserki i popędził do pokoju malucha, wracając po chwili z nim w ramionach.
-Chyba nie może spać.
Ja zdążyłem już nałożyć na siebie bieliznę.
-Niech śpi z nami- zaproponowałem.
Hazza podał mi malca a ja ułożyłem go obok siebie w łóżku. Chłopak poszedł się kąpać, a ja starałem się nie zasnąć, aby jeszcze porozmawiać z moim mężem. Niestety poległem.

Justin POV* w dzień kłótni Nialla z ojcem *
Po nieprzespanej nocy, cały poranek chodziłem ledwo żywy. Wypiłem dwie kawy, zjadłem niewielkie śniadanie. Dziś miałem zajęcia na uczelni, ale odpuściłem je sobie. Chciałem posłuchać pani Simson i je rzucić, ale chyba nie byłem tego pewny i nie bałem się zrobić tak duży krok.
Zanim doprowadziłem się do porządku i byłem w stanie funkcjonować, była już godzina jedenasta. Uznałem, że przydałoby się zrobić zakupy, bo lodówka świeciła pustkami. Zebrałem się i pojechałem do supermarketu. O tej godzinie, nie było tam dużo ludzi, więc swobodnie przemieszczałem się między półkami i wkładałem do koszyka wszystkie potrzebne produkty. Chleb, owoce, ser...
Na chemicznym dziale wziąłem sobie szampon na zapas i udałem się do kasy. Przede mną była tylko jedna osoba, więc szybko mnie obsłużono i mogłem już wracać do domu. Po drodze wstąpiłem jednak do KFC, bo naszła mnie ochota na trochę niezdrowego jedzenia. W restauracji, zaczęło zbierać się dużo ludzi, przez co poczułem się przytłoczony. Zawsze się tak czułem w dużym tłumie. Jedzenie wziąłem więc na wynos i zjadłem w domu. Na szczęście nie zdążyło wystygnąć.
Skończywszy jedzenie, odebrałem telefon od Lucy.
-Cześć Justin. Słuchaj... Jazzy chce się z tobą zobaczyć.
-Naprawdę? Pozwolisz mi?
-Nie mam wyjścia. Domaga się od kilku dni. Przyjedziesz dziś do nas?
-Pewnie. Mogę być po piętnastej.
-Tak, będzie idealnie. Do zobaczenia.
Mój dzień od razu nabrał barw. Uradowany zdzwoniłem do Luka, by odwołać nasze wyjście na mecz, oznajmiając mu, że jadę zobaczyć się z siostrą. On podzielał moją radość. Jak sobie wcześniej zaplanowałem, posprzątałem całą kuchnię i mój pokój. Najchętniej to już wsiadłbym w samochód i pojechał, ale Jazzy dopiero za dwie godziny kończyła lekcje. Tak więc dopiero o czternastej trzydzieści ruszyłem w drogę do domu ciotki.
Zatrzymałem samochód na podjeździe i skierowałem się do drzwi wejściowych. Zadzwoniłem dzwonkiem. Otworzyła mi moja mała siostra. Od razu rzuciła mi się z radością na szyję.
-Tak za tobą tęskniłem- mówiłem tuląc ją do siebie.
Weszliśmy w głąb domu, gdzie powitała mnie Lucy. Razem usiedliśmy w jadalni i pijąc herbatę, rozmawialiśmy.
-Justin, czy mogę porozmawiać z tobą na osobności?- zapytała Jazzy.
-Pewnie- powiedziałem patrząc jednak na Lucy. Nic nie powiedziała, więc poszedłem za Jazmyn do jej pokoju.
Zamknęła za nami drzwi. Usiadłem na krześle przy biurku.
-Coś się dzieje?
-Justin, ja za tobą tęsknię. Nie chcę, żeby Lucy nie pozwalała nam się spotykać. Cały czas ją o to proszę. Chciałabym czasami u ciebie nocować albo żebyśmy poszli do kina.
-Też bym tego chciał, mała, ale nie wiem czy to będzie możliwe.
Spojrzałem na nią. Jej oczy się szkliły. Przybliżyłem się i zagarnąłem do siebie mocno przytulając.
-Nie płacz. Będzie dobrze.
Pogładziłem jej plecy. Tkwiliśmy chwilę w uścisku.
-Zrobię wszystko co w mojej mocy, byśmy mogli widywać się jak najczęściej. Kocham cię.
-Ja ciebie też. Bez ciebie tu jest tak źle.
Ścisnąłem delikatnie jej dłoń w swojej. Lucy zawołała nas z dołu więc do niej zeszliśmy.
-Zrobiłam dla was kanapki.- wskazała na stół. -Justin mogę cię prosić na chwilę?
Poszedłem za dziewczyną do kuchni.
-Justin, przemyślałam sobie to wszystko. Nie mogę ci zabronić kontaktów z Jazzy, ona wciąż nalega. Nie mogę też pozwolić jej na zamieszkanie z tobą bo mimo wszystko jesteś chory. Musimy ustalić kiedy będziesz mógł spędzać z nią czas.
Rozpromieniłem się momentalnie. To było moje światełko nadziei. Prawie podskoczyłem z radości.
-Naprawdę?
Pokiwała głową.
-Dziękuję! Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
♥♥♥
*Skomentujesz? To naprawdę bardzo motywuje. Napisz mi co o tym sądzisz, Napisz co robię źle, a ja postaram się to poprawić.Z góry dzięki ;) *

wtorek, 22 września 2015

Rozdzial 4:is not conceited

Nie wypiłem za dużo, ale wystarczyło kilka drinków by w połączeniu z lekami, dały mi niezły odlot. Luke z trudem ściągnął mnie z parkietu, gdzie zaczepiałem każdego kolesia. Usadził mnie przy stoliku i wtedy ochłonąłem.
-Stary co ty odwalasz?- zapytał Luke.
Coś tam z siebie wydukałem a on tylko patrzył zdezorientowany
-Brałeś leki przed wyjściem?
Gdy dotarło do mnie o czym mówi, odpowiedziałem mu skinieniem głowy. On pacnął się w czoło, mrucząc ,,idiota''. Siedział ze mną przez chwilę, pilnując bym się nigdzie nie ruszał. Ja tylko patrzyłem na niego, a oczy mi się przymykały. Pobudzenie po alkoholu przeszło i zastąpiło je zmęczenie.
-Dobra, zbieraj się. Jedziemy do domu.
Posłusznie poszedłem za moim przyjacielem. Drogi do domu właściwie nie pamiętam, ale to co działo się potem, niestety za dobrze.
W domu, od razu skierowałem się do łazienki, gdy z niej wróciłem, Luke siedział w mojej sypialni i nakazał mi kłaść się do łóżka. Rozebrałem się więc do bokserek i wskoczyłem pod kołdrę.
-Zostaniesz tu ze mną, Lukiś?- majaczyłem.
-Myślę, że dasz sobie radę sam, a ja wracam do domu.
-Niee, zostań proszę, chodź do mnie- podniosłem kołdrę i przesunąłem się.
-Weź się nie wygłupiaj. Nie jesteś małym dzieckiem.
-Jestem i nie będę spał sam bo się boję.
Nie wiem czy się nade mną zlitował czy po prostu nie chciał się ze mną użerać, ale on też się rozebrał i położył obok mnie na łóżku.
Byłem już tak bardzo nieświadomy i robiłem kompletne głupoty, jak na przykład przysunięcie się do niego i obejmowanie w pasie. Próbował się odsunąć, ale ja kurczowo trzymałem go przy sobie.
-Justin... Proszę...
Jakoś poluzowałem uścisk tak, że chłopak odwrócił się do mnie twarzą. Ująłem w dłoń jego podbródek. Nie ma większej głupoty niż pocałowanie swojego heteroseksualnego kumpla, ale co mnie to tam w tej chwili obchodziło. Ja to po prostu zrobiłem.
Jego reakcja jeszcze bardziej mnie zdzwiła, gdy zamiast mnie odepchnąć, on zwyczajnie odwzajemnił pocałunek. Zorientowałem się, że robimy źle dopiero po kilku minutach i oderwałem się od jego ust.
-Ty naprawdę chcesz spróbować wszystkiego...- szepnąłem
-Owszem, przecież ci mówiłem- zachichotał.
-Podobało ci się?
Pokiwał głową przysuwając się do mnie. Wtulił się w moją klatkę piersiową i nawet nie wiem kiedy oboje zasnęliśmy.
Rano obudziłem się niespodziewanie rześki. Zero kaca. Niemałym szokiem było dla mnie zobaczenie Luka, spiącego tuż przy moim boku. Pamiętałem co nieco z wczorajszej nocy. Przede wszystkim pamiętałem nasz pocałunek.
To nie powinno się było zdarzyć, myślałem.
Po pierwsze Luke był hetero i nie chciałem siać w nim jakiś wątpliwości. Po drugie był moim najlepszym przyjacielem i takie akcje były po prostu nie na miejscu.
Podniosłem się do pozycji siedzącej. Spojrzałem na zegarek. Wskazywał godzinę dziesiątą. Za godzinę miałem umówione spotkanie z terapeutą. Trzeba było wstać z łóżka i się zbierać. Odwróciłem głowę w stronę Luka, który właśnie się budził. Przeciągnął się na łóżku i otworzył oczy.
-Czyli to nie był sen?-mruknął widząc mnie w jednym łóżku z nim.
Pokręciłem głową.
-Przepraszam, to nie powinno się w ogóle zdarzyć.
-Nie przepraszaj. Ty byłeś pijany, a ja nie traktuję tego na serio.
Uśmiechnąłem się, czując jak spada mi kamień z serca. On też się podniósł tak, że siedzieliśmy ramię w ramię.
-Wiem, że nadal go kochasz.
-O czym ty w ogóle mówisz?
-Wiem, że kochasz Nialla. To uczucie nie mija...
Pokręciłem głową, chcąc zaprzeczyć samemu sobie, choć dobrze wiedziałem jaka jest prawda.
-Muszę o nim zapomnieć. On ma swoje życie i nie ma w nim miejsca dla mnie.
Poderwałem się z łóżka i pozbierałem swoje ubrania, które wieczorem po prostu rzuciłem na podłogę.
Zabrałem się za poranną toaletę. Gdy ją opuściłem, Luke był już ubrany i robił kawę.
-Tobie też zrobić?
Pokiwałem głową.
-Zjesz coś?
-Chętnie.
Zabrałem się więc do robienia kanapek. Blondyn postawił już dwa kubki z kawą na stole i usiadł przy nim. Po chwili podałem mu talerz z jedzeniem. Usiadłem naprzeciwko i wziąłem łyk kawy.
Zjedlismy razem sniadanie i wtedy Luke pozegnal sie ze mna i wrocil do domu. Ja rowniez zaczlem sie zbierac do wyjscia.
Kazde spotkanie z terapeuta, bylo dla mnie stresem, mimo, ze chodzilem tam juz od kilku miesiecy.
Opuszczalem dom z szybko bijacym sercem. Wsiadlem do samochodu i odpalilem silnik. Wtem poczulem silna potrzebe zapalenia papierosa. Zaczalem palic tuz po wyjezdzie Nialla. Zzeraly mnie nerwy a to mnie uspokajalo. Wyciagnalem wiec papieros z paczki i podpalilem go. Przylozylem do ust i zaciagnalem sie dymem. Trzymajac go w ustach, ruszylem samochodem z podjazdu. Wyjezdzajac z osiedla od razu zlapalo mnie czerwone swiatlo wiec sie zatrzymalem. Wypalilem papierosa do konca i wyrzucilem przez okno. Akurat zapalilo sie zielone wiec ruszylem w dalsza droge. Po dwudziestu minutach zatrzymalem sie juz pod klinika. Zamknalem auto i udalem sie do bocznych drzwi ktore prowadzily prosto do gabinet pani Simson. Zadzwonilem dzwonkiem przy drzwiach. Kobieta w srednim wieku otworzyla mi drzwi i zaprosila do srodka.
-Usiadz prosze na kanapie.
Tak tez zrobilem. Byla bardzo symapatyczna osoba a dzis byla jeszcze milsza. Zajela miejsce na przeciwko mnie i zaczelismy rozmowe.
-Co sie wydarzylo?
Wzialem gleboki oddech i zebralem sie w sobie by powiedziec psycholog prawde i zmierzyc sie z tymi faktami po raz kolejny.
-Niall ma dziewczyne i beda mieli dziecko. Mam wrazenie ze wszytko mi sie zawalilo. Dawalem rade, potem on sie pojawil tylko po to by powiedziec mi jak super ulozyl sobie zycie.
-Nie mozesz tego tak odbierac. On ma do tego prawo. I ty rowniez, i ulozysz je sobie gdy zapomnisz w koncu o bylym chlopaku i zaczniesz dostrzegac innych. Moze nie jestes z nim ale nie uwolniles sie jeszcze od niego. Na pewno wiesz o co mi chodzi.
Pokiwalem glowa. Oczywiscie miala racje. To ze rozstalem sie z Niallem oficjalnie to nie znaczy, ze moje serce nie nalezy juz do niego. Wlasnie ze nalezy i mam wrazenie ze zawsze bedzie, ze mentalne rozstanie sie z nim bedzie tak silne ze mnie rozerwie na strzepy.
Opowiedzialem pani Simson o moich urojonych obawach.
Zapewnila mnie ze jest to kompletnie nie mozliwe.
-Moje zycie sie skonczylo w momencie gdy odebrali mi Jazzy.
Czesto to zdanie powtarzalem. Psycholog zawsze zaprzeczala, ale mi nie dalo sie przetlumaczyc. Po stracie rodzicow i skonczeniu liceum, nie mialem zadnego celu i sensu. Mialem tylko siostre i zylem tylko po to by sie nia zajmowac. Potem byl jeszcze Niall. W jednej chwili odebrali mi wszystko.
-Justin zaczales znowu zyc...
-Ale juz nie moge...Tylko sie ludzilem. Studia sa do dupy! Praca mnie wykancza! Nie mam planow na przyszlosc!
-To moze ciesz sie chwila obecna. Siostry ci nie odebrali calkiem, przeciez ona wciaz jest tylko nie przy tobie. Masz jeszcze przyjaciela-Luka. Czy on jest dla ciebie wazny?
-Tak, bardzo.
-Na tym sie skup. Jesli nie odpowiadaja ci studia to daj sobie z nimi spokoj. Zmien prace. Pomysl o tym co sprawia ci przyjemnosc i rob to.
Staralem sie jej sluchac i uwierzyc ,ze to moze sie udac, ale jak wiadomo, to bylo trudne. Niewiele rzeczy sprawialo mi przyjemnosc. Mialem przeciez depresje!
Kiedys uwielbialem muzyke. Duzo gralem na gitarze. Skonczylem z tym po smierci rodzicow. Potem juz tylko studia, praca, dom. Nie mialem nic.
-Nie mam zainteresowan.
Tu terapeutka mowila ze ma je kazdy ale trzeba je znalezc.
-Mysle ze nie powinienes isc do psychiatry po wieksza dawke lekow. Z psychoterapi osiagniemy wiecej. Trzeba odpowiednio ukierunkowac twoje mysli.
Opuscilem jej gabinet czujac sie jakos lepiej, lzej. Zawsze moglem sie chociaz wygadac.
W drodze do domu, zadzwonil do mnie Lukey. Odebralem, zatrzymujac sie na poboczu.
-Halo? Justin, jestes juz w domu?
-Nie ale wjezdzam na osiedle.
-Bede u ciebie za pietnascie minut.-powiedzial goraczkowo.
-Cos sie stalo?
-Tak!
-Cos zlego?
-Zalezy jak na to spojrzec. Dowiesz sie wszystkiego jak sie spotkamy. Pa!
Po kilku minutach byłem już w domu. Zaraz potem zjawił się Hemmings.
Rozradowany wpadł do mojego domu i zaczął coś trajkotać bez sensu.
-Ej! Spokój. Powiedz mi konkretnie o co chodzi.
-Umówiłem się z Melisą.

Melisa była najlepszą przyjaciółką Luka. Znali się chyba od zawsze, a on od jakiegoś czasu się w niej kochał. Rozumiałem więc jego radość. Potem jeszcze tylko mi się żalił, czy to dobry pomysł by narażać ich przyjaźń.
♥♥♥
Przepraszam za brak polskich znaków w części rozdziału, ale nie miałam czasu by to naprawić. 
Pojawił się nowy bohater, którego wcześniej nie planowałam.
Luke Hemmings jako Luke Hemmings (22l)
Trace ostatnio wene do pisania. Nikt nie komentuje wiec nie wiem czy ktos to jeszcze czyta :(