Gdy
obudziłem się następnego dnia, Justin stał akurat przy moim łóżku
i mi się przyglądał.
-Co
tak się gapisz?- zapytałem łagodnie, sennym głosem.
-Patrzę,
jak piękny jesteś i myślę sobie o tym jakie mam szczęście, że
ciebie mam.- mówiąc to usiadł na brzegu mojego łóżka. Odsunąłem
się by zrobić mu więcej miejsca. Zapatrzyliśmy się w siebie.
Czułem jak w tym momencie tonę w jego pięknych, czekoladowych
oczach. Były wypełnione miłością i radosnymi iskierkami. Mój
kotek dłonią pogładził mi policzek. Uśmiechnąłem się na to
przyjemne uczucie. To był taki subtelny dotyk jego gładkiej jak
aksamit skóry.
-Kocham
cię, Niall. Nigdy nie przestałem i nie przestanę.
Moje
policzki zapłonęły rumieńcami na te słowa, a raczej na sposób w
jaki je wypowiedział, z taką pewnością siebie, pasją i
namiętnością. Niczego bardziej w tym momencie bardziej nie
pragnąłem niż pocałowanie go, ale wolałem nie narażać
ukochanego na zarażenie się chorobą.
Niespodziewanie
się ode mnie odsunął.
-Idę
po leki dla ciebie. Co zjesz na śniadanie?
-Ciebie-
puściłem mu oczko.
Zaśmiał
się tylko słodko i wyszedł z pokoju. Upadłem na poduszkę z
wielkim bananem na ustach. Czułem motylki w brzuchu i przypominało
mi to uczucie sprzed dwóch lat, gdy pierwszy raz pocałowałem
Justina. Teraz zakochiwałem się w nim od nowa.
Harry
POV
Louis
od rana był jakiś nie w sosie. Co nie powiedziałem, on tylko na to
nieprzyjemnie burczał lub w ogóle nie odpowiadał. Nie rozumiałem
co się dzieje.
-Louis,
co się dziś z tobą dzieje?
-Co
się ze mną dzieje?! Nic! Wszystko jest w jak najlepszym porządku,
a co ma się dziać?
-Cały
czas się denerwujesz i co nie powiem, to reagujesz właśnie tak.
-Nic
mi nie jest- mruknął ledwo słyszalnie i odszedł w stronę
łazienki.
Jakby
był kobietą umiałbym zrozumieć takie humorki, ale Lou nigdy się
to wcześniej nie zdarzało. Normalnie gdyby coś się działo to
powiedziałbym mi od razu.
Po
obiedzie zjedzonym w ciszy znów próbowałem poruszyć temat.
-Nie
rozumiesz, że nic mi nie jest?!- krzyknął wstając gwałtownie od
stołu.
-Naprawdę?
Od kiedy masz w zwyczaju odpowiadać krzykiem na wszystko co powiem?
-Daj
mi spokój!
Zaczął
iść w stronę schodów, ale zatrzymałem go odwracając w swoją
stronę.
-Nie
dam ci spokoju, bo się o ciebie martwię. Co tak strasznego się
stało, że nie możesz mi zwyczajnie powiedzieć?
W
jego oczach zalśniły łzy. Opuścił powieki i głowę by je
powstrzymać.
-Skarbie...
Zaczął
mi się wyrywać.
-Spokojnie.
Tylko usiądźmy i porozmawiajmy.
Pokiwał
głową i nie podnosząc jej powędrował w stronę kanapy.
-Harry...
Ty mnie jeszcze kochasz?
-Lou,
oczywiście, że tak! Chyba nie myślisz, że mogłoby być inaczej?
Pokręcił
głową i wreszcie podniósł na mnie wzrok. Jego policzki były
zaróżowione, a oczy zapłakane. Serce mi się ścisnęło na ten
widok.
-Co
cię łączy z tą sekretarką Taylor?
-Co?!
O czym ty mówisz?!-oburzyłem się-Co niby miałoby mnie z nią
łączyć?!
-Widzę
jak na nią patrzysz, jak z nią flirtujesz na każdym kroku.
Nie
wiedziałem co mam ze sobą zrobić w tym momencie. Jak on w ogóle
mógł pomyśleć, że go zdradzam. Nie ufał mi? Moje współczucie
do niego przerodziło się w złość.
-Mama
Bri wysłała mi wasze zdjęcia jak się obściskujecie.
Tego
nie mogłem już wytrzymać. Nie ufał mi tylko matce jego zmarłej
kochanki, która swoją drogą nigdy nie pałała do niego
entuzjazmem?
-Od
kiedy tak bardzo się przyjaźnicie co? Wierzysz jej? Wiesz, że ona
knuje jakieś intrygi, żebyśmy się rozstali.
-Teraz
zwalasz całą winę na nią, bo sam jesteś winny!
-Nie
mam nic na sumieniu! Nie zdradziłem cię, tak jak ty mnie! Nie mam w
zwyczaju się mścić...
Wraz
z wypowiedzeniem ostatniego słowa poczułem na moim policzku
siarczyste uderzenie. Nie wierzyłem, że to zrobił. Chwilę zajęło
mi wyjście z szoku.
Spojrzałem
na niego. Jego oczy były wielkie. Sam nie mógł chyba wyjść z
podziwu, co właśnie zrobił.
-Nie
zdradziłem cię! Nie byliśmy wtedy razem, bo mnie zostawiłeś!
-A
czyli teraz to znowu moja wina tak?! Po jaką cholerę do mnie
wracałeś skoro nadal mi nie ufasz?!
-Jak
śmiesz myśleć, że ci nie ufam?!
-No
kurwa nie wiem! Może dlatego, że oskarżasz mnie o zdradę!
Nie
wytrzymałem tym razem ja i zrobiłem dwa kroki w stronę chłopaka.
Nawet nie wiem kiedy zaczęliśmy się szarpać, wciąż rzucając
zarzuty w swoją stronę. Pchnąłem Louisa gdy ten rzucał mi się
do gardła. Przestraszyłem się widząc krew.
Super, że jest tyle perspektyw :D
OdpowiedzUsuńCudwony!
OdpowiedzUsuń