sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 11:Love bears all things,

Gdy obudziłem się następnego dnia, Justin stał akurat przy moim łóżku i mi się przyglądał.
-Co tak się gapisz?- zapytałem łagodnie, sennym głosem.
-Patrzę, jak piękny jesteś i myślę sobie o tym jakie mam szczęście, że ciebie mam.- mówiąc to usiadł na brzegu mojego łóżka. Odsunąłem się by zrobić mu więcej miejsca. Zapatrzyliśmy się w siebie. Czułem jak w tym momencie tonę w jego pięknych, czekoladowych oczach. Były wypełnione miłością i radosnymi iskierkami. Mój kotek dłonią pogładził mi policzek. Uśmiechnąłem się na to przyjemne uczucie. To był taki subtelny dotyk jego gładkiej jak aksamit skóry.
-Kocham cię, Niall. Nigdy nie przestałem i nie przestanę.
Moje policzki zapłonęły rumieńcami na te słowa, a raczej na sposób w jaki je wypowiedział, z taką pewnością siebie, pasją i namiętnością. Niczego bardziej w tym momencie bardziej nie pragnąłem niż pocałowanie go, ale wolałem nie narażać ukochanego na zarażenie się chorobą.
Niespodziewanie się ode mnie odsunął.
-Idę po leki dla ciebie. Co zjesz na śniadanie?
-Ciebie- puściłem mu oczko.
Zaśmiał się tylko słodko i wyszedł z pokoju. Upadłem na poduszkę z wielkim bananem na ustach. Czułem motylki w brzuchu i przypominało mi to uczucie sprzed dwóch lat, gdy pierwszy raz pocałowałem Justina. Teraz zakochiwałem się w nim od nowa.

Harry POV
Louis od rana był jakiś nie w sosie. Co nie powiedziałem, on tylko na to nieprzyjemnie burczał lub w ogóle nie odpowiadał. Nie rozumiałem co się dzieje.
-Louis, co się dziś z tobą dzieje?
-Co się ze mną dzieje?! Nic! Wszystko jest w jak najlepszym porządku, a co ma się dziać?
-Cały czas się denerwujesz i co nie powiem, to reagujesz właśnie tak.
-Nic mi nie jest- mruknął ledwo słyszalnie i odszedł w stronę łazienki.
Jakby był kobietą umiałbym zrozumieć takie humorki, ale Lou nigdy się to wcześniej nie zdarzało. Normalnie gdyby coś się działo to powiedziałbym mi od razu.
Po obiedzie zjedzonym w ciszy znów próbowałem poruszyć temat.
-Nie rozumiesz, że nic mi nie jest?!- krzyknął wstając gwałtownie od stołu.
-Naprawdę? Od kiedy masz w zwyczaju odpowiadać krzykiem na wszystko co powiem?
-Daj mi spokój!
Zaczął iść w stronę schodów, ale zatrzymałem go odwracając w swoją stronę.
-Nie dam ci spokoju, bo się o ciebie martwię. Co tak strasznego się stało, że nie możesz mi zwyczajnie powiedzieć?
W jego oczach zalśniły łzy. Opuścił powieki i głowę by je powstrzymać.
-Skarbie...
Zaczął mi się wyrywać.
-Spokojnie. Tylko usiądźmy i porozmawiajmy.
Pokiwał głową i nie podnosząc jej powędrował w stronę kanapy.
-Harry... Ty mnie jeszcze kochasz?
-Lou, oczywiście, że tak! Chyba nie myślisz, że mogłoby być inaczej?
Pokręcił głową i wreszcie podniósł na mnie wzrok. Jego policzki były zaróżowione, a oczy zapłakane. Serce mi się ścisnęło na ten widok.
-Co cię łączy z tą sekretarką Taylor?
-Co?! O czym ty mówisz?!-oburzyłem się-Co niby miałoby mnie z nią łączyć?!
-Widzę jak na nią patrzysz, jak z nią flirtujesz na każdym kroku.
Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić w tym momencie. Jak on w ogóle mógł pomyśleć, że go zdradzam. Nie ufał mi? Moje współczucie do niego przerodziło się w złość.
-Mama Bri wysłała mi wasze zdjęcia jak się obściskujecie.
Tego nie mogłem już wytrzymać. Nie ufał mi tylko matce jego zmarłej kochanki, która swoją drogą nigdy nie pałała do niego entuzjazmem?
-Od kiedy tak bardzo się przyjaźnicie co? Wierzysz jej? Wiesz, że ona knuje jakieś intrygi, żebyśmy się rozstali.
-Teraz zwalasz całą winę na nią, bo sam jesteś winny!
-Nie mam nic na sumieniu! Nie zdradziłem cię, tak jak ty mnie! Nie mam w zwyczaju się mścić...
Wraz z wypowiedzeniem ostatniego słowa poczułem na moim policzku siarczyste uderzenie. Nie wierzyłem, że to zrobił. Chwilę zajęło mi wyjście z szoku.
Spojrzałem na niego. Jego oczy były wielkie. Sam nie mógł chyba wyjść z podziwu, co właśnie zrobił.
-Nie zdradziłem cię! Nie byliśmy wtedy razem, bo mnie zostawiłeś!
-A czyli teraz to znowu moja wina tak?! Po jaką cholerę do mnie wracałeś skoro nadal mi nie ufasz?!
-Jak śmiesz myśleć, że ci nie ufam?!
-No kurwa nie wiem! Może dlatego, że oskarżasz mnie o zdradę!

Nie wytrzymałem tym razem ja i zrobiłem dwa kroki w stronę chłopaka. Nawet nie wiem kiedy zaczęliśmy się szarpać, wciąż rzucając zarzuty w swoją stronę. Pchnąłem Louisa gdy ten rzucał mi się do gardła. Przestraszyłem się widząc krew. 

2 komentarze: