niedziela, 27 września 2015

Rozdział 5: It does not dishonor others

Niall POV
-Możesz do mnie przyjechać?-usłyszałem w słuchawce głos Angeli.
-Pewnie. Będę za 15 minut.
Od razu wyszedłem z pokoju i skierowałem się na dol. Przy wyjściu na garaż złapała mnie mama. Z troska w glosie zapytała się:
-Dokąd się wybierasz?
-Do Angeli.
-Miedzy wami wszystko w porządku?
-Oczywiście, ze tak. Czemu miałoby być złe?
Ona tylko się uśmiechnęła i wróciła do kuchni. Wszedłem do garażu i otworzyłem samochód. Wsiadłem za kierownice i po chwili ruszyłem. Jechałem z lekkim stresem. Nie widziałem się z moja dziewczyna od momentu gdy powiedziała mi o ciąży. Emocje jeszcze nie opadły. Tym bardziej ze dodatkowym szokiem był dla mnie powrót Justina.
Kilka razy stałem w korku wiec ostatecznie bylem na miejscu w półgodziny.
Przywitałem się z dziewczyna całusem w policzek.
-Coś się stało?
-Coś nie daje mi spokoju, Niall. Czuje ze musimy przemyslec jak my to wszystko ulozymy.
W tym momencie sie zamyslilem. Nasze zycie teraz sie zmieni. Dobrze by było zamieszkać razem, a co z moimi studiami?
-Nie wiem,Angie. Jakoś się ułoży...
To było słabe zapewnienie dla dziewczyny, która znalazła się w tak trudnej sytuacji . Wróć! Razem się w tej sytuacji znaleźliśmy.
Osiedliśmy w salonie, a dziewczyna zrobiła nam herbaty cytrynowej. Położyła się na kanapie kładąc swoja głowę na moich kolanach.
-Jak się w ogóle czujesz?
-Dobrze nawet. Rano mam trochę mdłości i chodzę senna cały czas, ale jest okej.
Pokiwałem głowa.
-Kochasz mnie, Niall?
-Oczywiscie. -mruknalem i musnalem dlonia jej wlosy.
Nie skłamałem. Serio ja kochałem, ale nie wiem jaki to był rodzaj miłości. Nie wiem czy była na tyle silna, by spędzić z nią resztę życia. Nie miałem wątpliwości do momentu pojawienia się pewnego osobnika.
Automatycznie Justin zajął moje myśli. One były bolesne. Powinienem był o nim zapomnieć, ale nie powinienem się okłamywać, tylko stanąć z prawdą twarzą w twarz: to się nie uda. Ponoć miłość nigdy się nie kończy, a ja w to stwierdzenie głęboko wierzę. Czy Justin nadal kocha mnie?
Z zamyślenia wyrwał mnie głos dziewczyny.
-Jutro mam wizytę u lekarza. Chcesz pójść ze mną?
Pokiwałem głową.
-Jasne, że chcę.
Cały czas odpowiadałem zdawkowo, bo jakoś nie wiedziałem co mówić, czułem się przy niej niezręcznie.
Przesiedzieliśmy razem cały wieczór. Około dwudziestej wróciłem do domu. Byłem całkowicie zmęczony psychicznie jak i w fizycznie, więc od razu położyłem się spać.
Śnił mi się Justin i Angela. To był właściwie koszmar senny. Moja dziewczyna dowiedziała się o moim romansie z Justinem. On nagle powiedział, że jest w ciąży (co?!) Zaczęli się kłócić i szarpać, a ona nagle wyjęła nóż i pchnęła Justina w brzuch. Upadł z krzykiem
A ja się z krzykiem obudziłem, myśląc jakie to chore sny mam. Podniosłem się i podświetliłem telefon, aby sprawdzić godzinę. Dochodziła trzecia trzydzieści. Wstałem i zszedłem po cichu do kuchni. Wypiłem szklankę wody, odwiedziłem toaletę i wróciłem do łóżka, lecz nie mogłem zasnąć. Wziąłem więc telefon i siedziałem w internecie. Przeglądałem twittera, ale nawet nie skupiałem się na czytanej treści.
Tak minęły mi dwie godziny. Mój umysł całkowicie się wyłączył i nie bylem w stanie myśleć o niczym. Czułem się pusty, wypłukany z emocji. W końcu zasnąłem, ale obudziłem się wczesnym rankiem. Pomyślałem ze dziś mam dzień dla siebie. No poza wizyta z Angela u lekarza. Szczerze, nie miałem ochoty tam iść, ale jej obiecałem. Tak wiec wstałem i przez cały poranek włóczyłem się bez sensu. Nie chciało mi się nic robić. Nic mnie nie cieszyło. Przypominało mi się tylko to jak Justin mówił mi o swojej probie samobójczej. Dlaczego? Mój ojciec to potwor. Zawsze tak uważałem. Po tym jak pogodziłem się z odejściem Justina, dogadałem się z ojcem, bo nie obwiniałem go o moje nieszczęście, ale teraz wiem ze to była jego wina i jego cholerne kłamstwo. Biedny Justin czul ze stracił wszystko. Najpierw rodziców, siostrę i jeszcze ukochanego. Złość we mnie wzbierała i czułem nienawiść do taty. Znów, tak jak wtedy, dwa lata temu gdy nas rozdzielił. Musiałem mu to wszystko wygarnąć.
Jak tylko wrócił z nocnej zmiany, od razu go zaatakowałem.
-Wiesz kto wrócił?
Pokręcił głową.
-Justin, a wiesz co mi powiedział? Ze skłamałeś mówiąc mu o tym ze nie wracam. On próbował odebrać sobie przez to życie!
-Bo jest mięczakiem...
Wybuchłem i zrobiłem ogromna głupotę choć wyjątkowo tego nie żałowałem.
Uderzyłem ojca z otwartej dłoni w twarz.
-Nie masz prawa tak o nim mówić.
-Przegiąłeś gówniarzu!
-Ty przegiąłeś dwa lata temu rozdzielając nas! Zniszczyłeś nam obojgu życie. Gdyby nie ty, ja i Justin bylibyśmy teraz razem szczęśliwi a tak: ja jestem w związku który nie ma sensu bo jej nie kocham, a na dodatek Angela jest w ciąży i jestem zmuszony z nią żyć! A Justin ma depresje! Wszystko przez ciebie!
-Jak to jest w ciąży?
-Normalnie. Tak po ludzku. Mam dość! Szczególnie ciebie!
Wtedy podjąłem spontaniczna decyzje o przeprowadzce. Do akademika mogłem stawić się dopiero za trzy tygodnie wiec miałem zamiar poprosić brata aby mnie przechował do tego czasu. Nie mogłem żyć pod jednym dachem z człowiekiem który mi tak namieszał w życiu.
Spakowałem wszystko co się dało. Do walizki, torby i kartonów. Zajęło mi to trochę czasu ale ostatecznie jechałem do Logana kolo dwunastej. Nawet do niego nie zadzwoniłem. Miałem nadzieje ze mnie przyjmie.
Przedstawiłem mu cala sytuacje a on przyjął mnie z otwartymi ramionami. Wiedziałem ze zawsze mogę na nim polegać.
Rozpakowywałem swoje rzeczy w pokoju który wskazał mi Logan gdy zadzwonił mój telefon. Odebrałem.
-Halo?
Po drugiej stronie odezwała się Angela.
-Gdzie ty jesteś? Dzwonie do ciebie już piaty raz.
O kurde, pomyślałem. Z tego wszystkiego kompletnie zapomniałem o tym, ze miałem zabrać ja do lekarza. Poczułem irytacje wobec swojej osoby.
-Kochanie, ja przepraszam. Miałem starcie z ojcem i przeniosłem się do Logana.
-I zapomniałeś o mnie?
-Tak...emm to znaczy nie.
-Daj już spokój. Widzę, ze mało cie obchodzi moja ciąża i ja sama. Od kiedy ci powiedziałam, ty jesteś jakiś nieobecny, nie odzywasz się jakbyś nie chciał się angażować. Nie mogę na ciebie liczyć!
Rozłączyła się. Od razu odzwoniłem ale ona odrzucała połączenie. I tak było przez następne cztery dni. Ja dzwoniłem, ona nie odbierała, nie odpisywała. Gdy w końcu do niej pojechałem, nie otworzyła mi drzwi.
W niedzielny wieczór siedziałem sobie w mojej tymczasowej sypialni. Logan poszedł na jakaś imprezę. Ciągnął mnie ze sobą ale ja nie miałem sil. Wolałem siedzieć, zajadać się pizza i oglądać seriale w telewizji.
Spostrzegłem ze na moim telefonie miga diodka. Odblokować go i otworzyłem wiadomość.
Od :Justin
Niall, prosze spotkajmy sie. Chce pogadac.
Na poczatku poczulem zlosc na niego. Ze znów próbuje wejść w moje życie. Prawda jest jednak inna. Nie mogę go odrzucić, bo go kocham. Chce go mieć przy sobie nawet jeżeli nie będzie znów moim chłopakiem. Odpisałem wiec:
Do: Justin
Gdzie i kiedy?

Louis POV
Po szybkim prysznicu udałem się do łóżka i czekałem na Harrego, który usypiał naszego synka. Przyszedł gdy ja zacząłem robić się senny. Gdy wszedł do łóżka od razu się ożywiłem. Przysunął się jak najbliżej mnie i objął w talii. Przyciągnął mnie i przywarł ustami do mojej szyi. Poczułem jak składa tam mokre pocałunki, a moje ciało przeszedł dreszcz. Głaskałem jego długie, falowane włosy. Nie zdążyłem się spostrzec jak pozbył się moich bokserek. Przeniósł się tak, że był nade mną. Też chciałem go nagiego, więc zdarłem z niego koszulkę i zacząłem dobierać się do spodni.
-Nie tak szybko, kochanie- przerwał mi.
Jego pocałunki i pieszczoty doprowadzały mnie do szaleństwa. Otarłem się odsłoniętą erekcją o jego krocze, czując tarcie jego jeansów. Jęknąłem na to uczucie, a on w końcu pozwolił mi je z siebie ściągnąć. Szybko też pozbawiłem go bielizny i oboje nadzy zatopiliśmy się w namiętnym uścisku, cały czas się całując.
-Lou- szepnął mi do ucha- Czy mógłbym tym razem ja?
-Chcesz się zamienić?
Pokiwał głową, na co ja się uśmiechnąłem zadziornie.
-Okej.
Ułożyłem się odpowiednio, a on przybliżył się do mnie, usadawiając między moimi nogami.
Jak na zawołanie, usłyszeliśmy płacz z pokoju Willa. No ten to miał wyczucie czasu.
Harry stęknął zasmucony a ja zaśmiałem się, a mój mąż to odwzajemnił. Szybko ubrał bokserki i popędził do pokoju malucha, wracając po chwili z nim w ramionach.
-Chyba nie może spać.
Ja zdążyłem już nałożyć na siebie bieliznę.
-Niech śpi z nami- zaproponowałem.
Hazza podał mi malca a ja ułożyłem go obok siebie w łóżku. Chłopak poszedł się kąpać, a ja starałem się nie zasnąć, aby jeszcze porozmawiać z moim mężem. Niestety poległem.

Justin POV* w dzień kłótni Nialla z ojcem *
Po nieprzespanej nocy, cały poranek chodziłem ledwo żywy. Wypiłem dwie kawy, zjadłem niewielkie śniadanie. Dziś miałem zajęcia na uczelni, ale odpuściłem je sobie. Chciałem posłuchać pani Simson i je rzucić, ale chyba nie byłem tego pewny i nie bałem się zrobić tak duży krok.
Zanim doprowadziłem się do porządku i byłem w stanie funkcjonować, była już godzina jedenasta. Uznałem, że przydałoby się zrobić zakupy, bo lodówka świeciła pustkami. Zebrałem się i pojechałem do supermarketu. O tej godzinie, nie było tam dużo ludzi, więc swobodnie przemieszczałem się między półkami i wkładałem do koszyka wszystkie potrzebne produkty. Chleb, owoce, ser...
Na chemicznym dziale wziąłem sobie szampon na zapas i udałem się do kasy. Przede mną była tylko jedna osoba, więc szybko mnie obsłużono i mogłem już wracać do domu. Po drodze wstąpiłem jednak do KFC, bo naszła mnie ochota na trochę niezdrowego jedzenia. W restauracji, zaczęło zbierać się dużo ludzi, przez co poczułem się przytłoczony. Zawsze się tak czułem w dużym tłumie. Jedzenie wziąłem więc na wynos i zjadłem w domu. Na szczęście nie zdążyło wystygnąć.
Skończywszy jedzenie, odebrałem telefon od Lucy.
-Cześć Justin. Słuchaj... Jazzy chce się z tobą zobaczyć.
-Naprawdę? Pozwolisz mi?
-Nie mam wyjścia. Domaga się od kilku dni. Przyjedziesz dziś do nas?
-Pewnie. Mogę być po piętnastej.
-Tak, będzie idealnie. Do zobaczenia.
Mój dzień od razu nabrał barw. Uradowany zdzwoniłem do Luka, by odwołać nasze wyjście na mecz, oznajmiając mu, że jadę zobaczyć się z siostrą. On podzielał moją radość. Jak sobie wcześniej zaplanowałem, posprzątałem całą kuchnię i mój pokój. Najchętniej to już wsiadłbym w samochód i pojechał, ale Jazzy dopiero za dwie godziny kończyła lekcje. Tak więc dopiero o czternastej trzydzieści ruszyłem w drogę do domu ciotki.
Zatrzymałem samochód na podjeździe i skierowałem się do drzwi wejściowych. Zadzwoniłem dzwonkiem. Otworzyła mi moja mała siostra. Od razu rzuciła mi się z radością na szyję.
-Tak za tobą tęskniłem- mówiłem tuląc ją do siebie.
Weszliśmy w głąb domu, gdzie powitała mnie Lucy. Razem usiedliśmy w jadalni i pijąc herbatę, rozmawialiśmy.
-Justin, czy mogę porozmawiać z tobą na osobności?- zapytała Jazzy.
-Pewnie- powiedziałem patrząc jednak na Lucy. Nic nie powiedziała, więc poszedłem za Jazmyn do jej pokoju.
Zamknęła za nami drzwi. Usiadłem na krześle przy biurku.
-Coś się dzieje?
-Justin, ja za tobą tęsknię. Nie chcę, żeby Lucy nie pozwalała nam się spotykać. Cały czas ją o to proszę. Chciałabym czasami u ciebie nocować albo żebyśmy poszli do kina.
-Też bym tego chciał, mała, ale nie wiem czy to będzie możliwe.
Spojrzałem na nią. Jej oczy się szkliły. Przybliżyłem się i zagarnąłem do siebie mocno przytulając.
-Nie płacz. Będzie dobrze.
Pogładziłem jej plecy. Tkwiliśmy chwilę w uścisku.
-Zrobię wszystko co w mojej mocy, byśmy mogli widywać się jak najczęściej. Kocham cię.
-Ja ciebie też. Bez ciebie tu jest tak źle.
Ścisnąłem delikatnie jej dłoń w swojej. Lucy zawołała nas z dołu więc do niej zeszliśmy.
-Zrobiłam dla was kanapki.- wskazała na stół. -Justin mogę cię prosić na chwilę?
Poszedłem za dziewczyną do kuchni.
-Justin, przemyślałam sobie to wszystko. Nie mogę ci zabronić kontaktów z Jazzy, ona wciąż nalega. Nie mogę też pozwolić jej na zamieszkanie z tobą bo mimo wszystko jesteś chory. Musimy ustalić kiedy będziesz mógł spędzać z nią czas.
Rozpromieniłem się momentalnie. To było moje światełko nadziei. Prawie podskoczyłem z radości.
-Naprawdę?
Pokiwała głową.
-Dziękuję! Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
♥♥♥
*Skomentujesz? To naprawdę bardzo motywuje. Napisz mi co o tym sądzisz, Napisz co robię źle, a ja postaram się to poprawić.Z góry dzięki ;) *

wtorek, 22 września 2015

Rozdzial 4:is not conceited

Nie wypiłem za dużo, ale wystarczyło kilka drinków by w połączeniu z lekami, dały mi niezły odlot. Luke z trudem ściągnął mnie z parkietu, gdzie zaczepiałem każdego kolesia. Usadził mnie przy stoliku i wtedy ochłonąłem.
-Stary co ty odwalasz?- zapytał Luke.
Coś tam z siebie wydukałem a on tylko patrzył zdezorientowany
-Brałeś leki przed wyjściem?
Gdy dotarło do mnie o czym mówi, odpowiedziałem mu skinieniem głowy. On pacnął się w czoło, mrucząc ,,idiota''. Siedział ze mną przez chwilę, pilnując bym się nigdzie nie ruszał. Ja tylko patrzyłem na niego, a oczy mi się przymykały. Pobudzenie po alkoholu przeszło i zastąpiło je zmęczenie.
-Dobra, zbieraj się. Jedziemy do domu.
Posłusznie poszedłem za moim przyjacielem. Drogi do domu właściwie nie pamiętam, ale to co działo się potem, niestety za dobrze.
W domu, od razu skierowałem się do łazienki, gdy z niej wróciłem, Luke siedział w mojej sypialni i nakazał mi kłaść się do łóżka. Rozebrałem się więc do bokserek i wskoczyłem pod kołdrę.
-Zostaniesz tu ze mną, Lukiś?- majaczyłem.
-Myślę, że dasz sobie radę sam, a ja wracam do domu.
-Niee, zostań proszę, chodź do mnie- podniosłem kołdrę i przesunąłem się.
-Weź się nie wygłupiaj. Nie jesteś małym dzieckiem.
-Jestem i nie będę spał sam bo się boję.
Nie wiem czy się nade mną zlitował czy po prostu nie chciał się ze mną użerać, ale on też się rozebrał i położył obok mnie na łóżku.
Byłem już tak bardzo nieświadomy i robiłem kompletne głupoty, jak na przykład przysunięcie się do niego i obejmowanie w pasie. Próbował się odsunąć, ale ja kurczowo trzymałem go przy sobie.
-Justin... Proszę...
Jakoś poluzowałem uścisk tak, że chłopak odwrócił się do mnie twarzą. Ująłem w dłoń jego podbródek. Nie ma większej głupoty niż pocałowanie swojego heteroseksualnego kumpla, ale co mnie to tam w tej chwili obchodziło. Ja to po prostu zrobiłem.
Jego reakcja jeszcze bardziej mnie zdzwiła, gdy zamiast mnie odepchnąć, on zwyczajnie odwzajemnił pocałunek. Zorientowałem się, że robimy źle dopiero po kilku minutach i oderwałem się od jego ust.
-Ty naprawdę chcesz spróbować wszystkiego...- szepnąłem
-Owszem, przecież ci mówiłem- zachichotał.
-Podobało ci się?
Pokiwał głową przysuwając się do mnie. Wtulił się w moją klatkę piersiową i nawet nie wiem kiedy oboje zasnęliśmy.
Rano obudziłem się niespodziewanie rześki. Zero kaca. Niemałym szokiem było dla mnie zobaczenie Luka, spiącego tuż przy moim boku. Pamiętałem co nieco z wczorajszej nocy. Przede wszystkim pamiętałem nasz pocałunek.
To nie powinno się było zdarzyć, myślałem.
Po pierwsze Luke był hetero i nie chciałem siać w nim jakiś wątpliwości. Po drugie był moim najlepszym przyjacielem i takie akcje były po prostu nie na miejscu.
Podniosłem się do pozycji siedzącej. Spojrzałem na zegarek. Wskazywał godzinę dziesiątą. Za godzinę miałem umówione spotkanie z terapeutą. Trzeba było wstać z łóżka i się zbierać. Odwróciłem głowę w stronę Luka, który właśnie się budził. Przeciągnął się na łóżku i otworzył oczy.
-Czyli to nie był sen?-mruknął widząc mnie w jednym łóżku z nim.
Pokręciłem głową.
-Przepraszam, to nie powinno się w ogóle zdarzyć.
-Nie przepraszaj. Ty byłeś pijany, a ja nie traktuję tego na serio.
Uśmiechnąłem się, czując jak spada mi kamień z serca. On też się podniósł tak, że siedzieliśmy ramię w ramię.
-Wiem, że nadal go kochasz.
-O czym ty w ogóle mówisz?
-Wiem, że kochasz Nialla. To uczucie nie mija...
Pokręciłem głową, chcąc zaprzeczyć samemu sobie, choć dobrze wiedziałem jaka jest prawda.
-Muszę o nim zapomnieć. On ma swoje życie i nie ma w nim miejsca dla mnie.
Poderwałem się z łóżka i pozbierałem swoje ubrania, które wieczorem po prostu rzuciłem na podłogę.
Zabrałem się za poranną toaletę. Gdy ją opuściłem, Luke był już ubrany i robił kawę.
-Tobie też zrobić?
Pokiwałem głową.
-Zjesz coś?
-Chętnie.
Zabrałem się więc do robienia kanapek. Blondyn postawił już dwa kubki z kawą na stole i usiadł przy nim. Po chwili podałem mu talerz z jedzeniem. Usiadłem naprzeciwko i wziąłem łyk kawy.
Zjedlismy razem sniadanie i wtedy Luke pozegnal sie ze mna i wrocil do domu. Ja rowniez zaczlem sie zbierac do wyjscia.
Kazde spotkanie z terapeuta, bylo dla mnie stresem, mimo, ze chodzilem tam juz od kilku miesiecy.
Opuszczalem dom z szybko bijacym sercem. Wsiadlem do samochodu i odpalilem silnik. Wtem poczulem silna potrzebe zapalenia papierosa. Zaczalem palic tuz po wyjezdzie Nialla. Zzeraly mnie nerwy a to mnie uspokajalo. Wyciagnalem wiec papieros z paczki i podpalilem go. Przylozylem do ust i zaciagnalem sie dymem. Trzymajac go w ustach, ruszylem samochodem z podjazdu. Wyjezdzajac z osiedla od razu zlapalo mnie czerwone swiatlo wiec sie zatrzymalem. Wypalilem papierosa do konca i wyrzucilem przez okno. Akurat zapalilo sie zielone wiec ruszylem w dalsza droge. Po dwudziestu minutach zatrzymalem sie juz pod klinika. Zamknalem auto i udalem sie do bocznych drzwi ktore prowadzily prosto do gabinet pani Simson. Zadzwonilem dzwonkiem przy drzwiach. Kobieta w srednim wieku otworzyla mi drzwi i zaprosila do srodka.
-Usiadz prosze na kanapie.
Tak tez zrobilem. Byla bardzo symapatyczna osoba a dzis byla jeszcze milsza. Zajela miejsce na przeciwko mnie i zaczelismy rozmowe.
-Co sie wydarzylo?
Wzialem gleboki oddech i zebralem sie w sobie by powiedziec psycholog prawde i zmierzyc sie z tymi faktami po raz kolejny.
-Niall ma dziewczyne i beda mieli dziecko. Mam wrazenie ze wszytko mi sie zawalilo. Dawalem rade, potem on sie pojawil tylko po to by powiedziec mi jak super ulozyl sobie zycie.
-Nie mozesz tego tak odbierac. On ma do tego prawo. I ty rowniez, i ulozysz je sobie gdy zapomnisz w koncu o bylym chlopaku i zaczniesz dostrzegac innych. Moze nie jestes z nim ale nie uwolniles sie jeszcze od niego. Na pewno wiesz o co mi chodzi.
Pokiwalem glowa. Oczywiscie miala racje. To ze rozstalem sie z Niallem oficjalnie to nie znaczy, ze moje serce nie nalezy juz do niego. Wlasnie ze nalezy i mam wrazenie ze zawsze bedzie, ze mentalne rozstanie sie z nim bedzie tak silne ze mnie rozerwie na strzepy.
Opowiedzialem pani Simson o moich urojonych obawach.
Zapewnila mnie ze jest to kompletnie nie mozliwe.
-Moje zycie sie skonczylo w momencie gdy odebrali mi Jazzy.
Czesto to zdanie powtarzalem. Psycholog zawsze zaprzeczala, ale mi nie dalo sie przetlumaczyc. Po stracie rodzicow i skonczeniu liceum, nie mialem zadnego celu i sensu. Mialem tylko siostre i zylem tylko po to by sie nia zajmowac. Potem byl jeszcze Niall. W jednej chwili odebrali mi wszystko.
-Justin zaczales znowu zyc...
-Ale juz nie moge...Tylko sie ludzilem. Studia sa do dupy! Praca mnie wykancza! Nie mam planow na przyszlosc!
-To moze ciesz sie chwila obecna. Siostry ci nie odebrali calkiem, przeciez ona wciaz jest tylko nie przy tobie. Masz jeszcze przyjaciela-Luka. Czy on jest dla ciebie wazny?
-Tak, bardzo.
-Na tym sie skup. Jesli nie odpowiadaja ci studia to daj sobie z nimi spokoj. Zmien prace. Pomysl o tym co sprawia ci przyjemnosc i rob to.
Staralem sie jej sluchac i uwierzyc ,ze to moze sie udac, ale jak wiadomo, to bylo trudne. Niewiele rzeczy sprawialo mi przyjemnosc. Mialem przeciez depresje!
Kiedys uwielbialem muzyke. Duzo gralem na gitarze. Skonczylem z tym po smierci rodzicow. Potem juz tylko studia, praca, dom. Nie mialem nic.
-Nie mam zainteresowan.
Tu terapeutka mowila ze ma je kazdy ale trzeba je znalezc.
-Mysle ze nie powinienes isc do psychiatry po wieksza dawke lekow. Z psychoterapi osiagniemy wiecej. Trzeba odpowiednio ukierunkowac twoje mysli.
Opuscilem jej gabinet czujac sie jakos lepiej, lzej. Zawsze moglem sie chociaz wygadac.
W drodze do domu, zadzwonil do mnie Lukey. Odebralem, zatrzymujac sie na poboczu.
-Halo? Justin, jestes juz w domu?
-Nie ale wjezdzam na osiedle.
-Bede u ciebie za pietnascie minut.-powiedzial goraczkowo.
-Cos sie stalo?
-Tak!
-Cos zlego?
-Zalezy jak na to spojrzec. Dowiesz sie wszystkiego jak sie spotkamy. Pa!
Po kilku minutach byłem już w domu. Zaraz potem zjawił się Hemmings.
Rozradowany wpadł do mojego domu i zaczął coś trajkotać bez sensu.
-Ej! Spokój. Powiedz mi konkretnie o co chodzi.
-Umówiłem się z Melisą.

Melisa była najlepszą przyjaciółką Luka. Znali się chyba od zawsze, a on od jakiegoś czasu się w niej kochał. Rozumiałem więc jego radość. Potem jeszcze tylko mi się żalił, czy to dobry pomysł by narażać ich przyjaźń.
♥♥♥
Przepraszam za brak polskich znaków w części rozdziału, ale nie miałam czasu by to naprawić. 
Pojawił się nowy bohater, którego wcześniej nie planowałam.
Luke Hemmings jako Luke Hemmings (22l)
Trace ostatnio wene do pisania. Nikt nie komentuje wiec nie wiem czy ktos to jeszcze czyta :(

niedziela, 13 września 2015

Rozdział 3: is not boastful,

*NOWY ROZDZIAL POJAWI SIE DOPIERO JUTRO. Przepraszam :( *
-Niall,teraz mozemy zaczac wszystko od nowa
- Ale Justin, mamy problem...
Spojrzalem na niego niepewnie, obserwujac jego reakcje. Wzialem gleboki wdech i wydech. Musialem zebrac sie na odwage by powiedziec mu o tym co sam wiedzialem od niedawna i wciaz mnie szokowalo.
-Ja...poznalem kogos-jego oczy sie rozszerzyly- Mam dziewczyne.
-No tak. Rozumiem.
Odwrocil wzrok.
Zastanawialem sie czy to wystarczy czy powiedziec mu o jeszcze jednym istotnym fakcie ktory nas wyklucza. Czy oboje bylismy na to gotowi?
-Justin, ja chyba cos jeszcze musze ci powiedziec...
-Tak, Niall?
Wzialem gleboki oddech. Czulem ze to nie przejdzie mi przez gardlo.
-Moja dziewczyna jest w ciazy...
Mowiac to dopiero sam zdalem sobie sprawe z powagi sytuacji. Od dwoch dni jeszcze to do mnie nie docieralo, bo bylo przytlumione pojawieniem sie Justina. Ale cholera, mialem zostac ojcem!
Nagle wszystkie emocje ktore pojwialy sie po odejsciu Justina, teraz powrocily. Czulem ze stracilem go po raz drugi. Od jego powrotu, caly czas gdzies w srodku, czulem ze ciesze sie ze tu jest, ze wrocil i znow bedzie dobrze. Bolalo jak diabli. Nie wytrzymalem i zaszlochalem glosno.
-Niall?
Dopiero teraz zauwazylem jego reakcje, stal z szeroko otwartymi oczami. Wrecz zaszklonymi. Zblizyl sie do mnie widzac moj wybuch i polozyl mi reke na ramieniu i delikatnie poglaskal.
Stalismy tak przez dluzsza chwile. Zaden z nas nie wiedzial co powiedziec. Ja czulem sie okropnie winny, jakbym go zdradzil. Ale chyba tak nie bylo nie?
W koncu Justin odsunal sie ode mnie.
-Musze juz isc, Niall.
Zaskoczyl mnie. To koniec? Chcial odejsc, usunac sie w cien, na zawsze. Wiedzialem to.
-Kiedy sie znow spotkamy?
-Bede pod telefonem Niall.
Odszedl, wlasciwie bez pozegnania.
Justin POV

Czulem sie potwornie zawiedziony. Niczego bardziej nie pragnalem, niz gdzies uciec, schowac sie. Ta informacja mnie zszokowala do granic mozliwosci. Nie liczylem na jakas wielka milosc ale mialem tam jakies nadzieje, a teraz wszystko sie zawalilo.
Nie, znow te mysli. Znow nie chce zyc. Nie moge tak myslec. Chyba potrzebuje rozmowy z psychiatra. I podwyzszona dawke lekow.
Louis POV

-Lou, wrocilem.
-Skarbie!- pobieglem i rzucilem sie w ramiona mojego ukochanego MĘŻA.
Hazza wrocil wlasnie z trasy koncertowej po Stanach Zjednoczonych. Nie bylo go caly miesiac, a ja nie moglem sie zabrac z nim, bo musialem sie zajac moim/ naszym trzymiesiecznym synkiem. Nasza historia jest dosc dluga. Will jest synem moim i Briany. Dziewczyna zmarla po porodzie. Zostalem jedynym prawnym opiekunem malucha, a Harremu nie chcieli przydzielic praw. I tak zdecydowalismy sie wychowac go razem. Tworzylismy szczesliwa rodzine. No poza tym ze Loczek czesto wyjezdzal i usychalem z tesknoty.
Odsunalem sie od mojej ksiezniczki, a on od razu skierowal sie do salonu i wzial malucha w ramiona.
-Ale tatus sie za toba stesknil-wysciskal malca.
-Widze, ze teraz mam konkurencje.
-Haha. Tak, kochanie. Mam teraz dwoch ukochanych facetow. -Powiedzial calujac Wiliama w policzek.
To byl najpiekniejszy widok swiata. Nie moglem nacieszyc nim oczu.
Razem usiedliśmy na kanapie. Harry sadzając sobie Willa na kolana obiął mnie ramieniem.
-Tak się cieszę, że was mam. Co ja bym zrobił bez was?
-Pewnie dałbyś sobie radę.
-W życiu.
Złączyłem nasze usta w czułym pocałunku. Chłopczyk zaśmiał się, gdy Harry pochylił się w moją stronę, tym samym mocniej ściskając malucha w ramiomach. Spojrzeliśmy na niego. Nie mogliśmy tego śmiechu nie odwzajemnić.
-Lou, też chcę mieć kiedyś swoje dziecko.
-Okej. Możemy o tym pomyśleć za kilka lat.
Loczek uśmiechnął się. Nasza rodzinna sielanka niestety szybko dobiegła końca, bo ktoś zadzwonił do drzwi, przerywając nam.
-Pójdę otworzyć- zerwałem się.
Był to listonosz. Wręczył mi polecony list i kazał podpisać odbiór. Podziękowałem mu więc odszedł.
Idąc do salonu rozerwałem kopertę i wyciągnąłem z niej dwie kartki. Jedna była jakimś dokumentem z sądu, ale najpierw zabrałem się do czytania listu napisanego ręcznie.
,,Louisie!
W liście wysyłam ci dokumenty, dotyczące rozprawy sądowej, na którą cię pozwałam. Powiem wprost, nie chcę by mój wnuk był wychowywanych w tak niezdrowych warunkach. Jesteś jego ojcem i powinieś wiedzieć, że dziecko musi mieć matkę i ojca. Chcę walczyć o Wiliama. Jeżeli nie zamierzasz odzielić go o twojego chorego małżeństwa z mężczyzną, to muszę ci go odebrać. Toleruję twój związek z panem Stylesem, ale nie mam zamiaru tolerować tego, że dwóch gejów zniekształca psychikę mojego wnuka. Proszę, zapoznaj się z dokumentami i zobaczymy się w sądzie.
Melisa Lingwert''
-Louis, co się dzieje?- zapytał Harry widząc moją zmartwioną minę. Podałem mu kartkę.
Wziął ją ode mnie i zaczął czytać. Z każdą sekundą jego oczy robiły się coraz większe.
-Ona nie może tego zrobić!- krzyknął, przestraszając tym samym, siedzącego obok niego Willa.
Przysunął malucha do siebie i pogłaskał po pleckach.
-Nie zrobi tego. Jestem jego ojcem, a ona tylko babcią. My jesteśmy legalnie małżeńtwem. Nie odbierze nam syna. Nie martw się kochanie.
Usiadłem obok moich chłopaków, biorąc synka na kolana i przytuliłem ich oboje. Ta stara jędza nie miała podstaw by pozbawić mnie praw rodzicielskich.Byłem świetnym, przykładnym ojcem.
Niall POV

Zdołowany wróciłem do domu. Mama czekała na mnie z obiadem. Chyba zauwżyła, że coś jest nie tak.
-Co się stało, synku?
-Nic, mamo. Nie będę dziś jadł obiadu.
Chciałem już iść na górę, do swojego pokoju, ale mama zatrzymała mnie tuż przy schodach.
-Wracaj tu. Mów mi co się dzieje.
Nie czułem się na siłach by mówić jej teraz o tym wszystkim. Jakoś musiałem się wymigać.
-Nic się nie dzieje, serio. Głowa mnie boli po prostu.
-Tak się tylko mówi Niall. Myślisz, że dam się nabrać?
-Nie liczę na to, ale nie nawet nie kłamię. Proszę, chcę się położyć.
Starałem się być autetentyczny. Mama umiała mnie przejrzeć na wylot. Ostatecznie uwierzyła mi i dała spokój. W swojej sypialni od razu rzuciłem się na łóżko. Chciałem się czymś zająć. Poczytać, posłuchać muzyki czy w coś pograć, ale nie byłem w stanie się skupić nad niczym. Nic mnie nie cieszyło. Miałem zbyt dużo na głowie. Byłem zbyt zmartwiony. Dręczyło mnie to, że wszystko nagle się wywróciło do góry nogami. Przez ostatni rok moje życie było poukładane doskonale. Kończyłem szkołę, byłem z Angelą. Czy ją kochałem? Nie wiem. Na pewno byłem w niej zauroczony. Może pomyliłem to uczucie z miłością, bo teraz gdy wrócił Justin, wątpiłem czy ta dziewczyna zajmuje jakieś miejsce w moim sercu. Czy nadal go kochałem? Namieszał mi za bardzo. Ciąża Angeli nie była problemem. Zwyczajnie zająłbym się nią i bylibyśmy razem szczęśliwi lub nie. To byłoby takie proste, a teraz wszystko się pokomplikowało w moich uczuciach. Bałem się, że będąc z dziewczyną , nadal będę kochał Justina, bo zawsze go kochałem, ale to uczucie we mnie wymarło, a raczej ukryło się i nie dawało o sobie znać.
Tępo gapiłem się w sufit i stopniowo wyłączyłem swoje myśli. Przymknąłem oczy i poczułem znużenie, lecz zasnąć mi się nie udało. Nawet nie wiedziałem kiedy, z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Czułem się bezradny, miałem poczucie, że moje życie się skończyło i już nic nie będzie dobrze. A może będzie? Muszę tylko podjąć właściwą decyzję. Bardzo trudną decyzję.
Justin POV

Byłem już coraz bardziej nerwowy, gdy dotarłem do domu. Od razu wyjąłem sobie tabletki z apteczki w łazience. Musiałem zażyć podwójną dawkę, bo czułem, że nie wytrzymuję. Pewnie nie powinienem, ale nie miałem wyjścia. Przeszedłem do salonu, gdzie zasiadłem na kanapie. Wziąłem butelkę wody i popiłem nią trzy żółte pigułki, średniej wielkości. Nie lubiłem brać leków regularnie, bo w ciągu dnia działały na mnie źle, ale brane doraźnie dawały efekt, uspokoiłem się znów mogłem zapomnieć o problemie. Nabierałem ostatnimi czasy sił, by zmierzyć się z problemami i żyć dalej. Wróciłem na studia, miałem pracę i zacząłem układać sobie życie. Wiedziałem, że wracając tu nie spotkam Nialla, a nawet jeżeli to nie będę nic do niego czuł, bo przecież on nie chciał mnie. Nienawidziłem go, ale to nie była prawda. Wciąż go kochałem.
Zadzwonił mój telefon.
-Hej, Luke.
-Cześć, bro. Słuchaj, co powiesz na mały wypad do klubu, za... godzinę?
-Wiesz, chyba nie czuję się najlepiej...
-Daj spokój. Na twoje doły nic ci lepiej nie zrobi niż fajna impreza i trochę alko.
Zgodziłem się, choć na picie nie mogłem sobie pozwolić przez leki. Luke był moim kumplem od dwóch lat. Poznaliśmy się przez internet, gdy właśnie zaczynałem się leczyć. Okazało się, że mieszka w LA i jak tylko tu wróciłem to się spotkaliśmy. Wiedział o mojej depresji od samego początku i wspierał mnie z całych sił. Byłem mu za to ogromnie wdzięczny.
Po dwudziestu minutach, opuszczałem dom i kierowałem się pod adres klubu, który podał mi Luke. Był to klub gejowski, co niezmierni mnie zaskoczyło, bo Luke był kompletnym hetero. Dziwił mnie więc dobór miejsca.
-I jak podoba ci się?- rzucił witając się ze mną przed lokalem.
-Dlaczego...?
-Pomyślałem, że to coś dla ciebie, a ja uważam, że muszę w życiu spróbować wszystkiego.
-Nawet seksu z facetem?- zaśmiałem się.
-Ej, nie rozpędzajmy się.
Weszliśmy razem do klubu. Impreza trwała już w najlepsze. Zasiadłem przy barze i zamówiłem colę, którą powoli sobie sączyłem, przyglądając się półnagim facetom. Luke dołączył do mnie.
-Człowieku, kobiet tu nie znajdziesz normalnie- przekrzykiwał głośną muzykę.
-A dziwisz się?
Wypiłem napój i ruszyłem na parkiet. Miałem zamiar się bawić i zwyczajnie zapomnieć o Niallu Horanie.
♥♥♥
Podoba wam się, że bardziej rozwinęłam wątek Larrego? ;)



niedziela, 6 września 2015

Rozdział 2:Love does not envy,

*Justin POV*
Zobaczenie Nialla bylo dla mnie ogromna radoscia. Przez te dwa lata niczego tak bardzo nie pragnalem.
Poczulem dziwne ukłucie w sercu, widząc bobasa na rekach blondyna. Myślałem ze to jego dziecko, ze układa sobie życie, beze mnie. W sumie czego ja się spodziewałem? Ze będzie tu na mnie czekał w nieskończoność? Miał prawo by mnie nienawidzić i zignorować.
Opuszczając jego dom czułem nieopisany smutek i żałowałem że nie porozmawiałem z nim szczerze o tych ostatnich dwóch latach. Zwyczajnie stchórzyłem. Tak niewiele osób wiedziało o moim problemie. Nie lubiłem o tym zbytnio mówić, ale Niall powinien byc osoba ktorej bylbym w stanie sie zalic.
Wszedlwszy do domu, od razu skierowalem sie do kuchni. Napiłem się soku i sięgnąłem po komórkę.
-Halo?- usłyszałem po drugiej stronie.
-Lucy, mogę się dziś zobaczyć z Jazzy?
-Justin, ile razy mam ci powtarzać, ze lepiej będzie dla niej jak nie będziecie się widywać za często.
-Obiecałaś mi, ze będę mógł się z nią spotykać raz na dwa tygodnie!- uniosłem się.
-Nie, Justin. Sam widzisz jaki jesteś nieobliczalny.
-Lucy, proszę...
-Mogę dać ci ja do telefonu.
Ucieszyłem się. Chociaż tyle mogłem. Rozpromieniłem się słysząc jej cichy głosik. Moja kochana siostrzyczka. Cały czas mówiła ze tęskni. Ja tęskniłem jeszcze bardziej. Długo nie udało nam się niestety pogadać, bo Jazzy spieszyła się na zajęcia ze śpiewu. Za chwile mój telefon zadzwonił.

*Niall POV*
-Halo? -usłyszałem w słuchawce.
-Justin, ja...
Zamilkłem na chwilę. Musiałem poskładać w głowie pewne fakty i ułożyć spójna wypowiedz, a słysząc jego głos było to niezmiernie trudne. Myślałem nad tym jak właściwie powinienem go poprosić o spotkanie. Naprawdę chciałem wyjaśnień, ale miałem wątpliwości bo on pewnie nie chciał powiedzieć mi prawdy, nieważne z jakiego powodu.
-Justin, nie daje mi spokoju myśl, czemu ty nic mi nie chcesz wytłumaczyć? Owszem najpierw ja uciekłem, ale wczoraj... To ty odszedłeś bez wyjaśnień.
-Przepraszam Cie Niall. Zasługujesz na wyjaśnienia. Spotkajmy się w najbliższym czasie.
Teraz przynajmniej miałem nadzieje, ze może dowiem się dlaczego tam zniknął. Niczego bardziej nie pragnąłem.
-Dam ci jeszcze znać, Niall.
-Dobrze.
W tym momencie zakonczylismy rozmowe. Odlozylem telefon na biurko i zapatrzylem sie w krajobraz osiedla. Zachodziło właśnie słońce, dni robiły się coraz krótsze. Nienawidziłem jesieni od zawsze, ale dwa lata temu znienawidziłem ostatecznie, po jego zniknięciu. Ze względu na trudna sytuacje moja jesienna chandra była wtedy nie do zniesienia. Dobrze ze teraz miałem dodatkowy miesiąc wakacji. Miałem sporo spraw do przemyślenia, zanim pójdę na studia które i tak stały pod znakiem zapytania.
*trzy dni później*
Po przebudzeniu stwierdziłem ze dziś jest niedziela. Za oknem wzeszło już słońce i zapowiadał się pogodny dzień. Zwlokłem się z łózka i skierowałem się do łazienki. Załatwiłem swoje potrzeby, doprowadziłem swoje włosy do porządku i zszedłem do kuchni na śniadanie. Mam smażyła naleśniki.
-Cześć, synku -powiedziała od progu.
Przywitałem ja buziakiem w policzek i usiadłem przy stole a ona postawiła mi przed nosem świeżo zdjęte z patelni naleśniki. Gdy ostygły, zjadłem je popijając kawa. Wymieniłem kilka slow z mama i wróciłem do swojego pokoju, aby się ubrać. Zobaczyłem ze na ekranie mojego smart fona, widnieje powiadomienie o nowej wiadomości. Otworzyłem ja.
,,Masz dziś czas by się spotkać?"
Nadawca był Justin.
Odpisałem od razu: ,,Dla ciebie zawsze''. Umówiliśmy się na godzinę trzynastą w kawiarni, w której spotkaliśmy się po raz pierwszy. Byłem psychicznie gotowy na to spotkanie.
O dwunastej trzydzieści wyszedłem z domu i udałem się do miejsca spotkania. Czułem się tak samo niepewnie, jak wtedy za pierwszym razem, dwa lata temu.
Siedział przy stoliku, przy oknie. Podszedłem do niego, a on rozpromienił się na mój widok. Usiadłem naprzeciwko niego, oboje zamówiliśmy tą samą kawę.
-Więc, Niall, od razu przejdę do sedna sprawy.
-Słucham cię...
-Zaszła ogromna pomyłka-zaczął Justin- To mogło zniszczyæ moje życie
Nie rozumiałem co ma na myśli. Bardzo mnie tym zaintrygował.
-Co dokładnie masz na myśli?
-Zaraz po twoim wyjeździe, wszystko zaczęło mi się walić. Nie chciałem ci wcześniej nic mówić, ale Lucy dowiedziała się o nas i wzniosła do sądu o odebranie mi praw do opieki nad Jazzy. Udało jej się to niestety.
Posmutniał i przerwał na chwile mówienie.
-Potem...Twój ojciec powiedział mi, że nie wracasz.
-Co?!
-Mówił, że się tam wprowadzasz, bo szkoła ma fajne profile i spotkałeś starych znajomych i zostajesz.
-Wierzyłeś mu?
-Sam nie wiem. Byłem w szoku po tym jak odebrali mi Jazzy i byłem zbyt słaby by wyłapać w tym jego intrygę.
-Wciąż nie rozumiem dlaczego uciekłeś.
-Znienawidziłem cię za to, że nie chciałeś do mnie wrócić. Straciłem siostrę i byłem już zupełnie sam.
Znów przerwał by nabrać powietrza i głośno je wypuścić.
-Ja...Ja próbowałem się zabić. Zrezygnowałem gdy było już prawie za późno, ale mnie uratowali. Kilka miesięcy byłem w szpitalu na terapi. Potem zostałem w Atlancie, bo czułem, że nie mam tu do czego wracać. Tydzień temu dostałem tu świetną ofertę pracy, więc postanowiłem dać sobie szansę.
-O mój Boże, Justin. To straszne... Nie miałem pojęcia. To wina mojego ojca... O nie. Przecież mu tego nie daruję.
Zaczęło we mnie wrzeć na samą myśl, że mogła stać się mu krzywda przez głupie pomysły taty. Lekko podenerwowany chciałem wstać, ale on mnie powstrzymał. Złapał mnie za dłonie i delikatnie przemówił.
-Niall, możemy wszystko ułożyć od nowa.

-Ale Justin, mamy problem...
♥♥♥
Przepraszam, że ten rozdział jest tak późno i jeszcze jest krótki, ale w związku z powrotem do szkoły miałam mnóstwo rzeczy na głowie. Od teraz będę starała się przykładać do tych rozdziałów. Do następnego!