wtorek, 17 listopada 2015

Rozdział 10: but rejoices in the truth.

Niall POV

Po południu mnie i Logana odwiedziła mama. Nie widziałem się z nią od dnia gdy odszedłem z domu. Oczywiście namawiała mnie do powrotu do domu.
-Nie mogę tak, mamo. To jak traktuje mnie tata, nie pozwala mi być sobą. Za późno się z tym spostrzegłem.
Moja rodzicielka tylko smutno pokiwała głową, ze zrozumieniem.
-Ja zawsze będę cię wspierać. Pamiętaj o tym.
Uśmiechnąłem się do niej szeroko. Byłem jej tak bardzo wdzięczny. Od początku była po mojej stronie i akceptowała moje decyzje związane z Justinem.
Wpólnie z nią zjedliśmy obiad, a potem wypiliśmy kawę i zjedliśmy trochę ciasta. Rozmawialiśmy dużo o mojej sytuacji z Angelą.
-Po prostu uznaliśmy, że najlepiej będzie się rozstać. Nic nas już nie łączyło-tłumaczyłem.
Mama pokręciła głową.
-Ale teraz będzie was łączyć. Wy będziecie mieli dziecko! Razem.
-Wiesz jaki to wielki obowiązek, no nie?- wtrącił się Logan.
Spuściłem głowę. Doskonale wiedziałem, że będzie nam ciężko. Wiedziałem też, że dobro dziecka jest najważniejsze, ale nie umiałem postawić go ponad Justinem i zmuszać się do bycia z Angelą. Od tego wszystkiego rozbolała mnie już głowa. Zacząłem czuć się jakoś gorzej. Miałem lekkie dreszcze.
Mama wróciła do domu około osiemnastej, a ja czułem się coraz gorzej. Do dreszczy i zimna dołączyły się zawroty głowy. Uznałem więc, że najlepiej będzie się położyć.
Szybko wykąpałem się i ubrawszy w ciepłą piżamę, ułożyłem się wygodnie w łóżku.
W krótkim czasie odpłynąłem do krainy Morfeusza. Całą noc spałem spokojnie. Późnym rankiem obudziło mnie skrzypienie otwieranych drzwi od mojego pokoju. Odwróciłem się w tamtym kierunku i zobaczyłem jak do pomieszczenia wchodzi Justin.
-Skarbie?- mruknąłem zdziwiony.
-Cześć, kochanie. Dzwoniłem do ciebie kilkanaście razy, ale nie odbierałeś, więc postanowiłem cię odwiedzić.
Słysząc to sięgnąłem po swój telefon i stwierdziłem, że mam nieodebrane połączenia i jest już jedenasta trzydzieści.
-To już ta godzina?- poderwałem się, ale poczułem lekkie zawroty głowy i moje ciało przeszły dreszcze.
Opadłem na poduszkę, zakrywając się szczelnie kołdrą. Justin spojrzał na mnie zmartwiony i zbliżył się.
-Co się dzieje?- pogłaskał mnie przez kołdrę, po plecach.
-Chyba mam gorączkę.
Justin dotknął mojego czoła. Czułem, że rozkłada mnie choroba. Łamało mnie w stawach i co chwilę dusił mnie kaszel.
-Gdzie masz termometr?
-W szufladzie w komodzie.
Justin podszedł do szafy i wyjął z niej termometr. Przyłożył mi go do czoła i po chwili odczytał temperaturę.
-38,6 stopni. Zostajesz w łóżku, a ja idę po jakieś leki- powiedział łagodnie, ale jednocześnie stanowczo. Patrzył na mnie z troską.
Wyszedł z mojej sypialni, ale wrócił po kilku minutach. W ręku miał tabletki i kubek gorącej herbaty.
Wziąłem butelkę wody i popiłem nią lek. Herbatę Justin odstawił na szafkę nocną. Z powrotem zawinąłem się w kołdrę, cały drążąc z zimna.
-Tylko wypij herbatę zanim wystygnie- pocałował mnie w czoło.
Uśmiechnąłem się na ten gest. On był taki kochany. Opiekował sie mną cały dzień. Dużo spałem, a gorączka opuszczała mnie tylko na chwilę. Później wziąłem syrop na kaszel, po który Justin poszedł dla mnie do apteki. Tak bardzo się w tej chwili cieszyłem, że go mam. Cały dzień spędził praktycznie przy moim łóżku. Pod wieczór czułem sie już trochę lepiej, mimo to Justin mówił, że jak jutro mi się nie poprawi to mam iść do lekarza. Narzekałem i próbowałem się wykręcić, ale on był stanowczy. Zmusi mnie i tyle. Co mogę poradzić? Jak się uprze, to nic nie zrobię.
Dochodziła dwudziesta druga.
-Już chyba się będę zbierał-powiedział Justin.
-Skarbie, zostań na noc. Nie możesz ze mną spać, bo cię zarażę, ale Logan dziś nie wróci na noc, pewnie się nie obrazi jak prześpisz się u niego- puściłem mu oczko.

♥♥♥
Znów przepraszam za tak długą nieobecność i tak beznadziejny rozdział. Od teraz rozdziały będą często ale krótkie :)

2 komentarze: