wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział XVIII

5 komentarzy=NN :)
Niall♥

Gdy wjeżdżaliśmy do Toronto, nie mogłem uwierzyć, że jesteśmy tak daleko od domu, od Justina. Nie widzieliśmy się dopiero dwanaście godzin. Dopiero? Dla mnie to była cała wieczność. Choć można by uznać, że to głupie, bo przecież nocami nie widywaliśmy się tyle godzin, albo czasami cały dzień. Teraz to było zupełnie co innego. Byliśmy odciągnięci od siebie na siłę. Nie mieliśmy się zobaczyć przez cały miesiąc. Czułem się jak narkoman na odwyku. Ciotka przywitała nas z otwartymi ramionami. Ma naprawdę duży dom. Byłem tu po raz pierwszy, bo zawsze to ona odwiedzała nas. Nie miała dzieci, a jej mąż zmarł, więc mieszkała tu sama,a miała niewiele ponad czterdziestkę.
Dostałem pokój na piętrze naprzeciw pokoju, który był przeznaczony dla mojego brata. Wszedłem do środka i stwierdziłem, że jest naprawdę ładnie. Ściany były koloru jasnego beżu, a podłogę pokrywał jasny, drewniany parkiet. Łóżko ładnie zaścielone, z masą poduszek stało pod oknem. Dużym oknem. Obok łóżka była szafka nocna. W jednym kącie stała komoda, kilka metrów od szafki nocnej mieścił się regał z książkami. Widok z okna był ładny w swojej prostocie. Rozciągały się tam złociste pola i nic poza tym. Justin lubił proste i za razem ładne rzeczy. Na pewno by mu się tu spodobało. Częściowo rozpakowałem swoje rzeczy i ułożyłem w szufladach komody. Było już dość późno, więc ciocia podała nam kanapki na kolacje i po zjedzeniu zaczęliśmy szykować się do spania. Tata wyruszył już w drogę powrotną. Dochodziła dwudziesta trzecie gdy byłem w łóżku. Sięgnąłem na półkę po jakąś książkę. Ten tytuł bardzo mnie zaciekawił. Była to powieść o homoseksualnej parze mężczyzn i o tym jak pokonywali trudności by móc być razem. Z czymś kojarzyła mi się ta sytuacja. Hmm... Ciekawe, co?
Już po pierwszym rozdziale się rozkleiłem. Był wyjątkowo smutny, a ja byłem smutniejszy od całej tej książki, bo oderwano mnie od mojego źródła tlenu. Oderwano mnie jak dziecko od piersi matki. Pomyślałem, że przecież mogę zadzwonić do Justina.
Wziąłem telefon i tak też zrobiłem. Odebrał po dwóch sygnałach.
-Kochanie, jesteś już w Toronto? Jak się czujesz?
Byłem poruszony jego troską i poczułem ciepło w sercu.
-Tak, jestem już w domu cioci. Leżę właśnie w łóżku i cholernie tęsknię.
-Ja za tobą też.
W jego głosie nie dało się nie usłyszeć smutku. Chwilę milczeliśmy.
Potem zamieniliśmy jeszcze kilka słów.
-Będę dzwonił codziennie wieczorem, dobrze?- obiecałem.
Przytaknął. Skończyliśmy rozmowę, życząc sobie dobrej nocy. Lepiej poczułem się po tym jak usłyszałem jego głos. Wróciłem do książki. Po skończeniu piątego rozdziału, poszedłem spać.
Obudził mnie Logan, wpadając do pokoju i krzycząc, że jedziemy zwiedzać miasto i muszę już wstawać. Wstałem więc niechętnie, bo łóżko było naprawdę wygodne i spało się w nim nieziemsko dobrze. Zjedliśmy razem jajecznicę zrobioną przez ciocię.
Toronto było naprawdę ślicznym miastem i było oddalone tylko dwa kilometry od wsi, w której mieszkałem przez najbliższy miesiąc. Pochodziliśmy ulicami, słuchając historii cioci na temat każdego mijanego budynku. Miała naprawdę obsesję na punkcie tego miasta. Potem zjedliśmy obiad w jakiejś restauracji, potem lody na deser, zrobiliśmy zakupy i wróciliśmy do domu.
***
Przez następne dni nic szczególnego się nie działo. Albo chodziliśmy po mieście, do kina, na basen albo zostawaliśmy na wsi. Tam za to jeździłem na koniu sąsiadów cioci, pomagałem w domu, czytałem, grałem w nogę z bratem albo malowałem. Ciocia kochała malować. Miała sztalugi, farby i ogólnie profesjonalny pokój do tworzenia sztuki, więc zafascynowało mnie to. Tak więc czas spędzałem dosyć aktywnie. Co drugi dzień dzwoniła do nas mama albo tata. Z nim nie chciałem rozmawiać. Nie wiedziałem czy kiedykolwiek wybaczę mu to co zrobił.
No i oczywiście codziennie wieczorem dzwoniłem do mojego skarba. Każdy dzień spędzony bez niego był torturą, a te wieczorne rozmowy nagrodą.
***
Czas leciał mi dość szybko, bo zawsze starałem się wypełnić go po brzegi różnymi zajęciami. Nawet nie obejrzałem się, a minęły już dwa tygodnie. Za kolejne dwa wrócę do domu. Zobaczę Justina. Wtulę się w niego, zatopię w jego ustach i zapomnę o wszelkim cierpieniu.
Tamtego wieczoru, jak zwykle, zadzwoniłem do mojego chłopaka. Tym razem nie odebrał. Dobijałem się jeszcze kilka razy, w końcu zrezygnowany poszedłem spać. Rano liczyłem, że Justin oddzwoni, lecz nic takiego się nie stało. W ciągu dnia, razem z Loganem pomagaliśmy cioci w ogrodzie, a potem graliśmy w jakieś gry na konsoli. Cały ten czas myślałem tylko o Justinie i o tym, że nie odbiera. Dzwoniłem wielokrotnie w ciągu dnia, ale nadal nic. Znów ogarnęło mnie to straszne zmartwienie, które nie pozwalało mi się skupić nad niczym przez cały wieczór. Po orzeźwiającym prysznicu, znów zacząłem dobijać się do mojego ukochanego. Dzwoniłem, pisałem, nagrałem mu się. Nic. Nadal nic.
I tak było przez następne dni. Byłem zrozpaczony. Czułem jak ktoś przeciął nić mojego życia. Straciłem z nim jedyny kontakt. To było okropne.
Nawet po tygodniu się nie odezwał, ale ja cierpliwie dzwoniłem i pisałem. Na daremno.
***
Na ostatni tydzień wakacji, przyjechał mój kuzyn Liam ze swoją narzeczoną, Ashley. Nawet go lubiłem, choć niewiele z nim rozmawiałem.
Za tydzień miałem wrócić do domu, a ja zamiast się tym cieszyć, zamartwiałem się tym, że Jus się nie odzywa. Chodziłem zdołowany. W końcu ta troska przerodziła się zawód, a zawód w złość. Byłem zły na niego, że ignorował mnie i to w takiej chwili.
Jedząc ze wszystkimi sobotni obiad, myślałem sobie jak ja wytrzymałem tutaj te trzy tygodnie. Dwa pierwsze były pestką. Musiałem tylko przetrwać dzień, a potem mogłem usłyszeć głos Justina i przez chwilę poczuć się jakbym znów z nim był. A ostatni tydzień był potworny. Zamartwianie się, rozpacz, złość.
W końcu Logan zauważył, że coś dzieje się nie tak.
-Co się dzieje, Niall?
-Justin nagle przestał się odzywać.-mówiłem czując jak zbiera mi się na płacz- Dzwoniłem do niego co dzień, a teraz od tygodnia po prostu się nie odzywa.
Wybuchnąłem płaczem. Od kiedy tu jestem prawie nie płakałem, ale teraz gdy zacząłem mówić o tym co mnie bolało, nie umiałem się opanować.
Brat przytulił mnie starając się przekazać mi trochę wsparcia. Uspokoiłem się i udało mi się przestać płakać. Już tak bardzo chciałem wrócić do domu i zobaczyć się z Justinem i przekonać się, że nic mu nie jest, choć nie byłem co do tego przekonany.

Ostatni tydzień w Kanadzie, jak na złość, był najdłuższy ze wszystkich. Jednak przetrwałem go i już jutro miałem wracać do domu. 
♥♥♥
Tak jak obiecałam,jest pięć komentarzy- jest rozdział. Niestety trochę krótszy, ale mam nadzieje, że się spodoba :) 
*Skomentujesz? To naprawdę bardzo motywuje. Napisz mi co o tym sądzisz, Napisz co robię źle, a ja postaram się to poprawić.Z góry dzięki ;) *




TWEETUJCIE Z HASZTAGIEM #CWMMSBff
Zapraszam na mój profil na wattpadzie gdzie piszę nowe fanfiction o Larrym :)
>KLIK<

5 komentarzy:

  1. Ciekawe czemu Justin nie odbiera, obyś szybko napisała, bo się nie doczekam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boskki :** nie mogę się doczekać nexta!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ty mi to możesz robić?! W takim momencie konczysz?! Ale i tak cie kocham siostra! :* nie zapominaj o tym! <3 a rozdział cudowny! Tylko jestem zła na Justina że się nie odzywa :/ i przeżywam to razem z Naylem. Wiem jestem chora( ty też to wiesz) no ale za to mnie kochasz a ja cb! :* trzymaj się siostra do następnego :* KC

    OdpowiedzUsuń